Turystyczny Kijów

Pomysł wyjazdu do Kijowa pojawił się w momencie, gdy Wizz Air ogłosił nowy, ciekawy kierunek z Poznania, właśnie na Ukrainę. Zwiedzanie stolicy wyszło nam przy okazji planowanej wycieczki do Czernobyla. Zebrało nas się aż dziewiątka, więc było bardzo wesoło, szczególnie wieczorami, kiedy to intensywnie testowaliśmy lokalne specjały.

Uliczny targ na Andriejowskim spuście Spaliśmy w samym centrum Kijowa, w Dream Hostel, wynajmując całą salę zbiorową, za 30zł/os za noc. Z lotniska również odebrał nas transport z hostelu (120 zł za 9 osób za nocny przejazd, a jakby w pojedynkę to 45 zł, czyli im nas więcej tym taniej!). Hostel był świetnie zlokalizowany na Andrejowskim spuście, zabytkowej uliczce, która w ciągu dnia zamieniała na niemalże całej długości w pchli targ i stoiska z ukraińskimi pamiątkami. Najbarwniej wyglądało to w weekend, w ciągu tygodnia stoisk było nieco mniej.

Na targu produktów tradycyjnych Do tego trafiliśmy na dwudniowy targ produktów tradycyjnych na głównym placu koło naszego hostelu. Ceny jednak były zaskakująco wysokie. Na zwiedzanie Kijowa mieliśmy jakieś półtora dnia i w zupełności nam to wystarczyło, jak na tę zimną porę roku, kiedy po paru godzinach już za bardzo po mieście się chodzić nie chciało.

Ławra Peczarska Najdalej od centrum zlokalizowana jest Ławra Peczarska, kompleks religijny z xx wieku. Dojechać do niej najłatwiej metrem do stacji Arsenal, przy okazji zwiedzając ciekawe, stare podziemia kijowskiego metra i jego najgłębszej stacji, znajdującej się ponad 100 metrów pod ziemią. Wyjazd z niej ruchomymi schodami trwa aż 2,5 minuty! Jak to na Ukrainie, nawet do najbardziej znanego zabytku w samej stolicy, nie ma poprowadzonych żadnych znaków. Są niby mapki, ale nic z nich nie wynika. Szliśmy na azymut przez park, ale nawet gdy z daleka już było widać złote kopuły, nadal krążyliśmy, nie mogąc znaleźć wejścia. Ławra otoczona jest wysokim murem i ma tylko dwie bramy wejściowe, pilnie strzeżone przez obsługę kas biletowych.

Ławra Peczarska Teoretycznie trzeba płacić za duży aparat (aż 200 hrywien, gdy zwykły bilet wstępu kosztuje tylko 25 hrywien!), ale wystarczy schować aparat do plecaka i wyciągnąć kawałek za wejściem i nie ma już problemu. W Ławrze, o niewielkiej powierzchni, otoczonej grubym murem, udało się nam pogubić, tzn. zgubiło nam się dwóch członków wyprawy...i nie odnaleźli się aż do późnego wieczora! I tak powstały nam dwie alternatywne wycieczki, które zwiedziały w Kijowie zupełnie inne rzeczy.
Gdzieś w okolicach Ławry, w parku znajduje się pomnik Matki Ojczyzny. Jest wielki i dobrze widać go znad Dniepru, ale jakoś nie udało nam się go odnaleźć. Zagubiona ekipa nr 2 pod pomnikiem jakoś się znalazła, a potem brzegiem Dniepru wrócili do hostelu.

Na Majdanie Niezależności A my metrem z powrotem w kierunku Majdanu Niezależności. Prawie byśmy go przegapili, bo w rzeczywistości, bez okupujących go tłumów, plac wydawał się jakiś mniejszy i bardziej niepozorny. O tragicznych wydarzeniach przypominają tylko ustawione wzdłuż małego murka zdjęcia uczestników demonstracji i mały pomnik w bocznej alejce.

Cerkiew Św Michała Z Majdanu było już tylko około 1,5 kilometra do naszego hostelu i to jeszcze cały czas z górki, z kilkoma sakralnymi atrakcjami po drodze. Bo Kijów to przede wszystkim, oprócz pięknych kamienic, niezliczone kościoły, z pobłyskującymi w słońcu złoconymi kopułami. Najpierw błękitna Cerkiew Św. Michała, z całkiem ciekawą, niewielką wieżą i małym muzeum. Wstęp na teren obiektu bezpłatny. Dopiero następnego dnia okryliśmy, że na tyłach tego kościoła znajdowała się górna stacja krótkiej kolejki Funikular, którą mogliśmy zjechać nad Dniepr, bardzo blisko naszego hostelu.

Cerkiew Św. Zofii Idąc prosto, główną arterią, dociera się do cerkwi Św Zofii. Niestety znów trzeba zapłacić za wstęp i dodatkowo osobno, za wejście na wieżę. My zdecydowaliśmy się tylko na wieżę, bo kościoły same w sobie, szczególnie w środku są do siebie całkiem podobne. Była to najwyższa wieża w okolicy, ze świetnym widokiem na całe miasto i na znajdujące się w pobliżu inne cerkwie. Warto było wydać to 40 hrywien!

Cerkiew Św. Andrzeja Nie trzeba zbyt daleko odchodzić, by trafić na kolejny, tym razem pomalowana na zielono, Cerkiew Św. Andrzeja, znajdujący się u szczytu Andrejowskiego spustu, czyli naszej trasy z górki do hostelu. Daleko nie było, ale szło się powoli, bo na straganach dużo do oglądania, szczególnie dla miłośników starego umundurowania lub futrzanych czapek. Połowa naszej ekipy tam utknęła z zachwytem.

Matrioszki Ja w końcu żadnych zakupów nie zrobiłam, bo niestety pięknie haftowane bluzki w ukraińskie wzory były bardzo drogie (około 100 zł). Tak samo matrioszki i inne, drewniane zabawki ceny miały wyższe niż jakby zamówić przez internet bezpośrednio do Polski.

Najlepsze jedzenie w ukraińskiej sieciówce Puzata Chata! Na szczęście nie wszystko w Kijowie jest drogie. Wyżywienie i lokalny transport kosztuje naprawdę grosze! Na obiady polecam tanią ukraińską sieciówkę Puzata Chata, gdzie tak jak na stołówce, idzie się z tacką i wybiera mniej lub bardziej regionalne smakołyki. Mi wystarczały wareniki z mięsem i z wiśniami by najeść się do syta za mniej niż 10 zł. O cenach alkoholi w ogóle nie warto wspominać, bo 5 gwiazdkowy koniak kosztuje tu mniej niż kiepskie wino w Polsce. Komunikacja miejska dla turysty to przede wszystkim metro, bo w marszrutkach ciężko się zorientować. Koszt przejazdu metrem zaś to ..30 groszy! Tylko podróżować!

To co zapomniane..ale nie przez wszystkich!

Ostatni dzień w Kijowie przeznaczyliśmy na poszukiwanie opuszczonych miejsc. Nie było to łatwe, bo nie zdążyliśmy nawiązać żadnych kontaktów z lokalnymi eksploratorami, ale udało się odnaleźć w Internecie listę najbardziej popularnych miejsc, przy niektórych z podaną lokalizacją lub dokładnym adresem (ТОП-10 заброшенные стройки Киева). W hostelu zamówiliśmy busa na kilka godzin. Kierowca zgodził się pojeździć za 250 hrywien na godzinę plus dodatkowa godzina na dojazd. Po zwiedzaniu miał nas zawieźć na lotnisko, więc dodatkowo oszczędziliśmy na transporcie.

Ministerstwo Finansów W ciągu 6 godzin udało nam się objechać cztery punkty na terenie Kijowa, z 50% sukcesem, czyli weszliśmy do dwóch. Pierwszy obiekt to niedokończone Ministerstwo Finansów, porzucone gdzieś na blokowisku. Budynek nietrudno zauważyć z daleka dzięki niecodziennej szacie – cały jest okryty folią – i tak już od kilku lat, odkąd go zakryto z okazji mistrzostw Euro. Niestety teren jest dobrze strzeżony i w ciągu dnia nie ma najmniejszych szans żeby tam wejść. Otoczony jest wysokim murem, który z jednej strony graniczy z małymi, wciąż używanymi barakami biurowymi i wjazdem, pilnowanym przez stróża.

Ciekawmy miejscem wydawało się stare składowisko dźwigów. Nasz kierowca, chyba niezbyt szczęśliwy, przedzierał się przez industrialne przedmieścia aby je znaleźć, ale niestety bezskutecznie. W końcu sami znaleźliśmy coś na mapie, ale jak dojechaliśmy, to owszem, dźwigi były, tylko że już poskładane. Nasze składowisko zlikwidowano!

Stadion lodowyStadion lodowy Więcej szczęścia mieliśmy z opuszczonym stadionem lodowym. Stadion znajduje się na tyłach stacji benzynowej i bardzo dobrze widać go z głównej drogi. Jest też stróżówka, aczkolwiek nie ma problemu żeby ją ominąć. Stadion również wygląda na nigdy niedokończony, chociaż główna hala jest prawie gotowa. Jest to bardzo fajny i duży obiekt

Niedokończony szpital Bez trudu udało nam się wejść do niedokończonego szpitala w centrum miasta. Budynek przyklejony jest do mieszkalnego bloku i tylko nieznacznie otoczony murem. W ciągu dnia buszowały tam tylko dzieciaki, ale widać było, że nocują tam również bezdomni. Obiekt zadziwiająco duży i aż dziwne że jeszcze go nikt nie przejął, bo lokalizacja świetna.

Dobrze zabezpieczony obiekt W planach mieliśmy jeszcze opuszczony szpital lub składowisko odpadów, ale znów tak jak w przypadku Ministerstwa Finansów, dzielił nas od niego wysoki mur, a obiekt znajdował się w centrum blokowiska, na samym środku placu targowego. Zamiast niego zwiedziliśmy więc targ i udaliśmy się na zasłużona kolację przed wylotem do domu.