Dzień 5 140 km Angles-sur-l'Anglin - Château Guillaume - Oradour-sur-Glane

Château Guillaume (Château de Falaise)Angles-sur-lDojeżdżamy w bardzo ciekawy region. Lokalna informacja turystyczna poleca nam parę obiektów na trasie do Oradour. Zaczynamy od średniowiecznej wioski Angles-sur-l'Anglin, z kamiennymi domkami i górującymi nad rzeką ruinami zamku. Jest też wielkie, drewniane młyńskie kolo. Kolejna atrakcja to wielki, kamienny, prywatny zamek Château Guillaume (Château de Falaise), który niestety oglądamy tylko z zewnątrz, bo właściciel akurat nie przyjmuje wizyt. Zamek jest w całości odbudowany i zamieszkany, a otacza go wielki park.

Oradour-sur-Glane Tak się dziś pośpieszyliśmy, że już po 14.30 dojeżdżamy do głównego celu naszej podróży: spalonej wioski Oradour-sur-Glane. Miejscowość ta została 10 czerwca 1944 roku, po rzezi, spalona przez oddział 2. SS-Panzer-Division "Das Reich". Był to szeroko rozumiany odwet za zabicie oficera SS przez francuskie Resistance. Jak się potem okazało, spacyfikowano przez omyłkę nie tą miejscowość - egzekucja (spalenie żywcem) na oficerze została wykonana w Oradour-sur-Vayres! Obecnie w miejscowości znajduje się centrum pamięci o wojnie, a sama wioska funkcjonuje jako bezpłatne muzeum z hasłem przewodnim "Souviens - Toi - Remember" . Z głównej drogi wydaje się, ze nie jest to duży teren, ale w rzeczywistości wioska ciągnie się wgłąb i z drogi widać tylko fragment jednej z ulic.

Oradour-sur-GlaneOradour-sur-Glane Mamy świetną pogodę do robienia fotek, bo jest bardzo burzowo a do tego świeci ostre słońce. Ludzi też nie za dużo, także jak się cierpliwie poczeka, można zrobić opuszczoną fotkę głównej ulicy. Miejsce to robi wrażenie. Jest kościół, warsztat samochodowy, piekarnia, dentysta, rzeźnik i wiele gospodarstw w których pozostały zardzewiale auta, maszyny do szycia, garnki i trochę sprzętu rolniczego. Wioska ma kilka wyasfaltowanych ulic, a główną aleją ciągną się szyny tramwajowe. Jest też mała zajezdnia kolo poczty.

Oradour-sur-GlaneOradour-sur-Glane Zwiedzanie zajmuje nam ponad 1,5 godziny (fotki!), po czym cofamy się do najbliżej wioski z jeziorkiem by znaleźć nocleg. Jezioro jest całkiem spore, ale każda ścieżka do niego prowadząca oznaczona znakiem własności prywatnej. Wreszcie coś tam znajdujemy, jest kawałek nieoznaczonego pola blisko wodą, więc tam się rozkładamy, ja idę myć głowę w garnku zagotowanej wody, a panowie rozbijają namiot i robią kolację. Nagle pojawia się auto. Wysiada z niego miła Francuzka i na migi tłumaczy nam, że nie możemy tu nocować, bo wieczorem ktoś robi obchód i nas i tak wyrzuci. Proponuje nam kemping po drugiej stronie jeziora. Patrząc na mnie, dodaje że jest tam prysznic :-). Powoli zaczynamy się zwijać, a tu Pani wraca raz jeszcze i znów coś zaczyna gadać w tym dziwnym języku, którego nikt oprócz Chrisa nie jest w stanie zrozumieć. Nagle dociera do nas, że Francuzka proponuje nam przeniesienie się na teren jej ogródka i tylko ostrzega że rezydują tam trzy koty i jeden la mouton. Oczywiście nie odmawiamy i już po chwili zajmujemy wielkie podwórko, a na około nas biega zadowolony kociak i czarny baran-miniatura. Lila jest w siódmym niebie. Cały wieczór gania za zwierzakami a my mamy spokój. Właścicielka zostawia nas samych, mówiąc że wróci rano. Co za luksus!

Dzień 6 200km Limoges - Château de Chalucet (Le Vigen) - Château de Lastours - Les Cars - Lac de Vas

Château de ChalucetChâteau de ChalucetZgodnie z wcześniejszą umową, oddajemy dziś auto do naprawy w autoryzowanym serwisie fiata w Limoges. Mamy wrócić za trzy godziny więc robimy wycieczkę po okolicy. Jakoś wciskamy się wszyscy do auta Gelwe. Liliana siedzi przypięta pasem razem ze mną, co jej tak średnio odpowiada. Pierwszy na tapetę idzie Château de Chalucet. Gelwe nie jest zbyt szczęśliwy, bo okazuje się, że ruiny znajdują się na szczycie góry i jedynym sposobem żeby się tam dostać jest krótka wspinaczka na pieszo. Ale miejsce jest świetne, nie ma tam nikogo oprócz nas, co oznacza, że bez problemów możemy się wbić do środka, mimo zamkniętej bramy głównej. Ruina jest wielka, obrośnięta bluszczem, pełna zakamarków. Oprócz tzw. wysokiego zamku, jest też wieża na niskim zamku, jednak tam już znajduje się porządnie pozamykany punkt widokowy.

Jedziemy dalej oznaczonym szlakiem Ryszarda Lwie Serce. Kolejna ruina, Château de Lastours , jest w rękach prywatnych, a że znajduje się w centrum wioski i jest dość dobrze z każdej strony oznakowana zakazem wstępu, odpuszczamy sobie łamanie prawa i tylko robimy fotki z zewnątrz. Na trasie znajdujemy jeszcze dwie ruinki, jedna z nich ku naszemu zdziwieniu nawet otwarta i wstęp wolny (Chateau des Cars). Po południu kończymy naszą krótką trasę wokół Limoges i wracamy do miasta po odbiór auta. Jedziemy jeszcze koło 100 km na wschód i zatrzymujemy się na nocleg nad ogromnym i bardzo zakręconym jeziorem o trudnej do wymówienia nazwie: Lac de Vassiviere. Jest tak ciepło w zachodzącym słońcu, że nawet decyduję się na kąpiel w jeziorze. Przykład ze mnie bierze również Adam i Gelwe. Chris i Slash w kiepskich nastrojach, bo nie zdążyli uzupełnić zapasów alkoholowych, a w tej dziurze przez sezonem żaden sklepik nie jest otwarty. Na cały wieczór musi więc nam starczyć butelczyna domowej roboty miętówki.

Dzień 7 470 km Château de Murol - Puy-en-Velay (Chapelle St. Michel d'Aiguilhe) - Château de Rocheba

Chapelle St. Michel dChâteau de MurolPowoli podążamy w kierunku linii Maginota, aczkolwiek jeszcze kilka średniowiecznych atrakcji pozostało na mojej liście. Nad małym miasteczkiem Murol króluje wspaniały zamek Château de Murol. Jest to pierwsza otwarta i biletowana atrakcja na naszej trasie. Warto było wejść i pokręcić się po ogromnej kamiennej baszcie. Można było też popatrzyć na rycerski pokaz sztuczek na koniach. Jesteśmy już w górskim rejonie zwanym Owernia i Masyw Centralny, więc zaczynają się pojawiać fajne widoczki, a gdy mijamy przełęcz, przez chwilę widać nawet ośnieżone szczyty. Krętymi dróżkami docieramy do największego w okolicy miasteczka Puy-en-Velay i po krótkich poszukiwaniach odnajdujemy umieszczony wysoko na stromej skale mały, średniowieczny klasztor: Chapelle St. Michel d'Aiguilhe. Fotkę z tego miejsca znalazłam już wcześniej w przewodniku i tak mi się spodobało, że koniecznie chciałam zobaczyć to na żywo. Do klasztoru wiedzie 250 schodów. Na szczycie udostępniona jest tylko mała kapliczka, oświetlona przepięknymi witrażami i ozdobiona starymi malowidłami na ścianach. Bardzo fajne miejsce.

Château de RochebaronChâteau de Rochebaron My jednak musimy pędzić dalej, bo do północno-wschodniej Francji wciąż bardzo daleko. Jako ostatni odwiedzamy zamek Château de Rochebaron. Trochę nas zaskakują jak daleko trzeba iść na pieszo by dotrzeć do ruiny. A przed wejściem kasują po 9 euro; no, ale jak już się taki kawał poszło, to trzeba wejść. Jako atrakcję mamy tam wielkiego orła, z którym można sobie zrobić fotkę. GPS pokazuje 700 km i 11 godzin jazdy do Metz, Gelwe z chłopakami decydują się więc na nocną jazdę by trochę trasy nadrobić, my zaś chcemy się przespać i ruszyć bardzo wcześnie rano do Verdun (500km). Na, przypadkiem znalezionym, parkingu dla przyczep kampingowych [przy jakimś egzotycznym parku ornitologicznym - A.] robimy kolacje i chłopacy ruszają dalej. Niestety za 15 minut są z powrotem. Okazało się że brama wjazdowa zamykana jest ze względów bezpieczeństwa na noc i będzie otwarta dopiero o 6tej rano. Chcąc nie chcąc muszą nocować z nami.