Z wizytą w dawnym imperium Widźajanagaru

Virupaksha Temple, HampiVirupaksha Temple, HampiW Hampi spędziliśmy półtora dnia. Jest to wystarczający czas by zobaczyć wybrane zabytki, zbytnio się nie spiesząc, ale niewystarczający żeby zobaczyć wszystko. Do Hampi dojechaliśmy z Goa w niecałe 8 godzin, bezpośrednim, porannym pociągiem z Vasco da Gama. Pociąg zatrzymuje się w Hospet Junction i stamtąd trzeba wziąć tuk tuka (200-250 rupii) na ostatnie 15 km. Noclegu nie mieliśmy zarezerwowanego i tym razem po prostu zdaliśmy się na naszego rikszarza i jego polecony hotel Kamala Guesthouse (1300 rupii, zeszli z 1500, oferowanych na booking.com), przy River Rd, bardzo blisko charakterystycznej Virupaksha Temple. Pokój był ok, ale niestety w nocy się okazało, że jest koszmarnie dużo komarów. Było już za późno na rozkładanie moskitiery i dzieciaki obudziły się całe pogryzione! Niemiłą niespodzianką okazała się też godzina check out – 9-ta rano. Na szczęście właścicielka wspomniała o tym wieczorem, twierdząc, że całe Hampi tak ma ze względu na turystów przyjeżdżających autobusami i pociągami wcześnie rano. Po twardych negocjacjach zostaliśmy do 10tej, bo powiedziałam, że nie ma szans bym dwójkę dzieci do 9 tej rano, bez powodu wybudziła i spakowała!

Obok naszego hotelu znajdowała się bardzo przyjemna knajpka wegetariańska (czyli standard w południowych Indiach, bo tu mięsożerni na prawdę mogą mieć problem!). Jedzenie dobre, soki jeszcze lepsze i do tego dywany z poduchami.

Hemakuta Jain Temples,Hampi Pierwszego dnia wieczorem wybraliśmy się tylko na spacer w okolice świątyni Virupaksha, wdrapując się w kierunku Hemakuta Jain Temples, skąd rozciągał się piękny widok na Hampi. Jest to popularne miejsce na oglądanie zachodu słońca i tuż przed końcem dnia zgromadził się spory tłumek. Narodem dominującym byli Rosjanie.

Tuktukiem zwiedzamy Hampi Drugiego dnia, po powolnym, relaksującym śniadaniu okazało się, że zwiedzanie rozpoczynamy w okolicach południa. Było zdecydowanie za gorąco na rowery – my byśmy jakoś przeżyli ale dla dzieci byłaby to katorga. Zdecydowaliśmy się więc na tuk tuk na 4 godziny za wytargowane 700 rupii, z obwiezieniem po dawnym imperium Vijayanagara i okolicy. Z premedytacją pominęliśmy Vithala Temple, bo był to kompleks płatny, a ceny ostatnio podniesiono we wszystkich państwowych zabytkach w Indiach, aż do 500 rupii za wejście od osoby z zagrancy (poprzednio było 250 rupii). Zabytków w Hampi jest na prawdę wiele, a tylko za dwa trzeba sporo płacić, więc zdecydowaliśmy się skupić na tych bezpłatnych.

QueenRozpoczęliśmy od pięknie położonych wśród pól Badavilinga Temple oraz Lakshmi Narasimha Temple, a następnie Queen's Bath, jedno z ciekawszych dla mnie miejsc, piękne, opuszczone łaźnie na środku szczerego pola.

Krishna Bazaar, HampiHazara Rama Temple, Hampi Następnie wjechaliśmy na teren tzw. Royal Enclosure, czyli głównego miasta w XVI wiecznym imperium, po kolei objeżdżając i obchodząc: Mahanavami Dibba - Hazararama Temple – Madhava Temple – Hazara Rama Temple – Mohammadens Quaters – Prasanna Virupaksha (Underground Siva) Temple. Nieopodal znajdował się drugi płatny zabytek Zezana Enclosure z Elephant stables . Obejrzeliśmy go z zewnątrz, z daleka. Nawet od tyłu miał postawionego strażnika, żeby nikt za darmo nie mógł podejść za blisko.
Na zakończenie zatrzymaliśmy się przy znajdującej się przy głównej drodze Krishna Temple oraz leżącym naprzeciw dawnym targu Krishna Bazaar. Tuż przed zjazdem do Hampi Bazaar na chwile zajrzeliśmy jeszcze do Vishnupada Temple, ale po czterech godzinach zwiedzania mieliśmy już naprawdę dość!

PIlegrzymi  w świątyni Virupaksha Po południu, już bez rikszy na pieszo poszliśmy do Virupaksha Temple, głównie by zobaczyć słonicę Lakshmi, która ponoć błogosławi wiernych trąbą. I nam się udało błogosławieństwo otrzymać, za drobną opłata 10 rupii, które najpierw słonica pobierała trąba i przekazywała strażnikowi. Na teren świątyni dotarliśmy późnym popołudniem, kiedy to już większość pielgrzymów udawała się do domów. Był to bardzo dobry czas, by poprzyglądać się niezwykle kolorowo ubranym miejscowym kobietom z okolicznych wiosek oraz całym hinduskim rodzinom, które z przyjemnością robiły sobie z nami zdjęcia.

Nad brzegiem rzeki Tungabhadra Rzeka Tungabhadra oddziela Hampi od wioski Virupappur Gadi. Aby się tam dostać, trzeba przeprawić się łódką na drugi brzeg. Jednak nie tym razem. Gdy tuz przed zachodem słońca zeszliśmy w Hampi nad rzekę, okazało się, że jej poziom jest tak niski, że po brodzie przedostać się można na druga stronę. Tylko trzeba wiedzieć, gdzie znaleźć ten bród. W jednym z miejsc na prawo od głównej drogi, trochę miejscowych przechodziło, ale jednak mieli wody koło kolan, więc z Lilą się nie zdecydowaliśmy. Znaleźliśmy inne miejsce, gdzie trzeba było trochę skakać po wielkich kamieniach. Ostatni kamień był już w nurcie, więc stopy i tak trzeba było zmoczyć, ale na drugą stronę dało się przeskoczyć. No prawie.. w drodze powrotnej Lili noga się ześlizgnęła i wylądowała w rzecznym przesmyku prawie do ud, mimo że była asekurowana przez dwie osoby. Groźne to nie było, sporo śmiechu i na szczęście blisko do hotelu żeby się przebrać.

Pole ryżowe w Virupappur GadiKokosy przy drodze w Virupappur Gadi Virupappur Gadi staje się coraz bardziej popularne wśród turystów, jako noclegowa alternatywa do Hampi Bazaar. Może w przeszłości miało to sens, bo było tu po prostu sielsko. Teraz niestety jest wciąż sielsko ale też bardzo tłoczno, z dużą ilością wcale nietanich knajpek i jeżdżących wąską wiejską drogą motorków. To co zachwyca to ogromne pole ryżowe w środku wioski. Niesamowicie zielone w zachodzącym słońcu! Dalej już nie szliśmy, bo nie chcieliśmy się przeprawiać przez rzekę zupełnie po ciemku. Na pewno miejsce to jest fajną alternatywą na krótki spacer i żałuję, że nie udało nam się wyjść trochę dalej za samą wioskę.

Z powrotem do Hospet dojechaliśmy lokalnym autobusem i na pieszo wieczorkiem przeszliśmy na dworzec kolejowy.