Aleppey, esencja Kerali

Dostojny houseboatDługo się zastanawiałam jak zaplanować zwiedzanie Backwaters, czyli rozlewisk, z których słynie Kerala. Wszyscy polecają wypożyczenie tzw. houseboat czyli ogromnej, tradycyjnej łodzi, a raczej pływającego domu na wodzie. Brzmi nieźle, ale po pierwsze jest to bardzo droga impreza i raczej małe szanse na znalezienie czegoś poniżej 6 tysięcy rupii czyli 100USD za noc, a po drugie, w sumie znacznie ważniejsze, zdecydowana większość łodzi, a już szczególnie te jedno-sypialniane, są mało bezpieczne dla wszędobylskich trzylatków. Żaden to relaks dla rodzica jeśli musi przez pół dnia ganiać po łodzi za dzieckiem, które może z rozpędu gdzieś zahaczyć i wypaść za burtę! Łodzie zazwyczaj mają barierki, ale z przerwami, są też mostki kapitańskie, mało zabezpieczone i dużo zakamarków. Miejsce całkiem ciekawe na 2-3 godziny rejsu z małymi dziećmi ale przy rejsie kilkugodzinnym (około 6 – 7 godzin w ciągu dnia) i całonocnym cumowaniu przy brzegu, co jest standardem, bardziej się człowiek wymęczy i zestresuje niż odpocznie.

I jeszcze jeden houseboat Houseboatu jak najbardziej nie przekreślam na przyszłość, a wręcz zakładam, że kiedyś wrócę i sobie taki rejs zafunduję, leżąc na przemian w klimatyzowanej kajucie z wielkim łóżkiem lub na leżaczku na pokładzie, zajadając się smakołykami przygotowywanymi przez kucharza. Życie na łodzi toczy się bardzo powoli i tylko dostosowując się do tego rytmu naprawdę można skorzystać i poczuć dawny klimat backwaters.

A rodzice z maluchami takimi jak nasze niech sobie na razie popływają mniejszą łodzią, gdzie dzieci nie można stracić z zasięgu wzroku. I tak też uczyniliśmy. Do Alleppey dotarliśmy pociągiem z Varkali, tuż po południu. Planu zwiedzania ani noclegu nie mieliśmy więc tak na szybko dzień wcześniej znalazłam na Airbnb ciekawy nocleg, polecany już wcześniej przez podróżników z Polski: 3 Palms Guesthouse (600 rupii za małą dwójkę, z skromną, pyszną kolacją w cenie i ekscentrycznym gospodarzem na dokładkę). Lokalizacja niedaleko dworca autobusowego oraz głównego kanału Kollam – Kottapuram Waterway.

Nasza mała zadaszona łódźU naszego gospodarza od razu udało nam się zamówić zadaszoną łodź na 3 godzinne pływanie po Backwaters, od 14.30 do 17.30. Dłużej i tak pływać nie można, bo po 18tej rybacy rozkładają sieci i ruch na kanałach zamiera. Zresztą, robi się też wtedy już ciemno. Trzy godziny to już wystarczająco czasu żeby coś zobaczyć, ale też żeby pozostać z lekkim niedosytem na więcej, chociaż może niekoniecznie w jednym, jeszcze dłuższym kawałku. Nasza łódź była kilkuosobowa, co umożliwiało pływanie po mniejszych kanałach, ale trzeba było najpierw do nich dotrzeć, przepływając przez te wielkie kanały, pełne houseboat’ów

Zabawy na łodzi czyli ziedzamy backwaters! Niektórzy narzekają na ilość wielkich łodzi na trasie, mnie jednak bardzo się podobało, bo te wielkie, powolne, piękne i jedyne w swoim rodzaju łodzie (każda trochę inna!), tworzyły atmosferę backwaters i trochę przenosiły nas w czasy kolonialne. Nawet my, na naszej małej łodzi, leżeliśmy sobie na leżankach, powoli sunąc wśród niesamowicie soczystej zieleni. Dzieciom bardzo się podobało, bo mogły pobawić się na dnie łodzi, mogły poleżeć, mogły piknikować, podjadając ciasteczka i banany, mogły nawet wspinać się na burtę (tak troszkę!) oraz poprowadzić łódź z naszym sternikiem! A my tylko nadzorowaliśmy dwa obniżenia na burcie ze schodkami do wejścia, aby za bardzo nie kusiły młodszych pasażerów.

Życie toczy się na wężych kanałach Gdy już w końcu wpłynęliśmy w te nieco węższe kanały, a one i tak były szerokie i przez niektóre przeciskał się lokalny prom, można było z bliska podglądać lokalne życie wzdłuż rzeki. Pojawiło się też więcej małych łódek i lokalnych pasażerów. Wzdłuż kanałów pojawiły się małe domki, sklepiki, poletka, a nad sama woda miejscowi łowili ryby na kolację, prali i kąpali się. Ponoć kajakiem można wpłynąć w jeszcze ciekawsze miejsca, ale my już tego dnia i tak nie mieliśmy na to szans. Powstał dylemat – zostajemy dłużej czy próbujemy przebić się bezpośrednio do Munnar by zobaczyć pola herbaciane. Gdybyśmy zostali to można jeszcze przepłynąć się lokalnym promem (tylko znów pilnowanie dzieci, dla których drugi dzień na wodzie mógłby już nie być aż tak ciekawy!), albo pojechać do Kollam i popływać kajakami. Może jednak następnym razem, a teraz jednak wygrała ciekawość i zdecydowaliśmy się na wycieczkę do Munnar, licząc na chwile oddechu do nieustającego gorąca.

PS. Alleppey niestety naszej córce na długo zostanie w pamięci z innego powodu – podczas poczęstunku przed lokalnym festiwalem, zostawiła na krześle jednego ze swoich pluszaków, razem ze wszystkimi bransoletkami oraz koralikami, które zamiast sama nosić, obwiesiła na zwierzątku. A miała wszystko chować do plecaczka, ale się uparła i teraz co jakiś czas są lamenty! A my ja pocieszamy, bo akurat w tym miejscu mieszkały małe dziewczynki więc zabawki mają teraz swoje drugie życie!