02-10-2014 Shiraz

Nocny pociąg kiepskiej jakości, z trochę rozpadającymi się leżankami, ale przynajmniej konduktor nas ulokował w oddzielnym przedziale i nie musieliśmy spędzać nocy z trójką dodatkowych pasażerów.
Dworzec kolejowy w Shiraz położony jest daleko od miasta, więc taksówkarze żądają bardzo wysokich stawek, szczególnie od zagranicznych turystów. Jednak 35tyś. (11 USD) wydawało nam się znacznie za dużo! Nawet za przejazd z lotniska w Teheranie w nocy zapłaciliśmy mniej. Postanowiliśmy pojechać w kierunku miasta lokalnym autobusem i dopiero z centrum wziąć taksówkę. Cały autobus debatował gdzie nas najlepiej wysadzić. Okazało się, że najlepiej dojechać do końca. Miejscowy chłopak, który mówił dobrze po angielsku, wynegocjował nam taksówkę, niby za 5tyś., które potem okazało się być 15tyś. (5USD), ale rzeczywiście jechaliśmy ponad pół godziny. Przy wyjeździe z Shiraz dowiedzieliśmy się że z hotelu do dworca kolejowego jest aż 35km!

Hotel Niayesh Butique, ShirazJak zwykle na tym wyjeździe, nie mieliśmy zarezerwowanego noclegu, ale liczyliśmy na miejsce w polecanym tradycyjnym hotelu Niayesh.
Hotel położony jest w środku zrujnowanej dzielnicy w centrum. Aby dojść do wejścia, trzeba pokonać gruzowisko. A w środku zaskakująco pięknie. Prawdziwie tradycyjny hotel, z dziedzińcem z sadzawką i masą zakamarków. Jest tylko jeden problem. Brak miejsc. Zaczynam negocjacje. Może chociaż sala zbiorowa, czyli tzw. dorm. Owszem, coś mają, ale jak my chcemy z dziećmi w takie warunki! Chcemy, chcemy! Dorm okazuje się super pokoikiem, bez łazienki, w samym rogu głównego dziedzińca, dosłownie metr od restauracyjnych leżanek. Są dwa łóżka i jakiś metr między nimi. W oknach i drewnianych drzwiach piękne witraże. A to wszystko tyko za 60tyś. (20USD). Zostajemy i okazuje się to być nasz numer jeden na liście irańskich noclegów. Jest tak fajnie, że za bardzo nie chce nam się wychodzić na miasto. Dobre, tradycyjne jedzenie na miejscu, fajka wodna na wieczór, na dachu kawiarenka z lodami. I dużo fajnych miejsc do zabawy dla Lili.

Shah Cheragh, ShirazZ przyzwoitości po południu zwlekamy się z leżanki i idziemy do najważniejszego meczetu i mauzoleum Shah Cheragh. Na całym terenie nie wolno robić zdjęć. Ciężko powiedzieć dlaczego, bo w praktyce zakaz obejmuje tylko duże aparaty fotograficzne, pielgrzymi i tak masowo robią zdjęcia komórkami! Nas na wszelki wypadek postanowiono przypilnować i przydzielono nam dziewczynę do spraw kontaktów międzynarodowych. Miała chodzić i nam wszystko pokazywać i odpowiadać na pytania. Pytań nie było, zwiedzanie szło nam tak wolno, że w końcu pani nas zostawiła i mogłam zrobić pamiątkową fotkę na zewnątrz dziedzińca. Paradowanie w czadorze to niezbyt wygodna sprawa, więc za długo w mauzoleum nie posiedzieliśmy. Nie mam pojęcia, jak muzułmankom udaje się dobrze nałożyć ten luźny bardzo duży kawał materiału. Mi to coś ciągle zjeżdżało z głowy, wraz z moją chustą, a owijałam się tak pokracznie, że inne kobiety podchodziły i z rozbawieniem mój czador poprawiały.

Meczet Vakil, ShirazMeczet Vakil, ShirazUliczkami starego miasta doszliśmy do bazaru Vakil, który mój mąż określił jako kolejną galerię handlową. No cóż, w Iranie zamiast do hipermarketu idzie się na bazar, także jest to swoista galeria handlowa. Niestety bardzo mało jest stoisk z jakimikolwiek pamiątkami. Chyba, że chce się kupić dywan, albo złoto w dużej ilości.
Bazarem dochodzimy do pięknego meczetu Vakil. Jesteśmy tam tuż przed zachodem słońca. Idealny moment na ostatnie zdjęcia za dnia i pierwsze zdjęcia o zmroku, przy włączonym już podświetleniu obiektu.

Fort Karim Khana, ShirazOd meczetu niedaleko już do fortu Karim Khana, najbardziej charakterystycznego punktu w mieście.
Wieczorami zbierają się tam miejscowi, siedzą na trawie i popijają herbatkę. Oczywiście, jak to w Iranie, herbaciarni brak, więc każdy przychodzi ze swoim termosem i kocem. Fort jest pięknie oświetlony i na pewno warto tu przyjść i posiedzieć wieczorem. Czy warto wejść do środka fortu, nie wiem, nie wchodziliśmy, bo ponoć tam nic nie ma, oprócz małego muzeum i sadzawki, a wstęp to aż 15tyś. (5USD)

03-10-2014 Shiraz - Persepolis

Masjed-e Naseer ol Molk, ShirazTo ostatnia wielka, wyczekiwana atrakcja naszego wyjazdu do Iranu. Trochę boimy się tłumu turystów, bo chyba nie ma popularniejszego miejsca do zwiedzania w tym kraju. Początkowy plan był taki, by pojechać tam na 8mą rano, od razu po otwarciu. Ale Lila nie mogła długo zasnąć poprzedniego wieczoru i nie mieliśmy sumienia wywlekać jej rano z łóżka. Jedziemy po południu, by uniknąć południowego żaru. I znów mamy wczasy na dywanach. Ja jednak za długo w miejscu nie usiedzę, wiec zostawiam rodzinę i idę szukać meczetu Nasir al.-Mulk, gdzieś w okolicach bazaru. Pamiętam, że miał się fajnie odbijać w sadzawce, ale nie wiem czy 11ta godzina to nie za późno. Rzeczywiście, odbicie jest kiepskie, ale dopiero gdy wchodzę do środka meczetu, przypomina mi się, z czego tak naprawdę on słynie. Światło przechodzące przez kolorowe witraże o poranku tworzy na dywanach niesamowite refleksy. O 11tej są to małe ślady na ścianach i podłodze, jednak gdy następnego dnia przyszłam tam ponownie o 9.30, kolorów na dywanach było znacznie więcej. Niestety miejsce to jest bardzo popularne wśród zorganizowanych grup, więc witraży nigdy nie podziwia się w samotności.

PersepolisTaksówkę do Persopolis i Necropolis łapiemy na ulicy. Wychodzi to połowę taniej niż wycieczka z przewodnikiem z naszego hotelu. Od znajomych wiemy, że po południu lepiej najpierw zwiedzanie zacząć od Necropolis, czyli grobowców, bo tam szybciej zachodzi słońce. Niestety, mimo kartki z dokładną instrukcją w Farsi, gdzie chcemy jechać, taksówkarz i tak zawozi nas najpierw do Persopolis bo przecież wszyscy turyści tak robią!

PersepolisNie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że teren ten będzie większy. Powoli obchodzimy ruiny, namawiając Lilę do wyszukiwania ciekawych zwierząt na płaskorzeźbach. Szkoda tylko, że w wiele miejsc wejść nie można i ogląda się je tylko z daleka, z zewnętrznej strony. Cały środek pałacu był zamknięty dla zwiedzających i pilnował go strażnik.
Aby chociaż mniej więcej wyobrazić sobie wielkość i potęgę tego miasta, najlepiej wspiąć się na jedno ze wzgórz z grobowcami. Gdyby nie planowana wizyta w Necropolis, można by tak siedzieć u stóp grobowca i oglądać powoli zachodzące słońce, ze starożytnymi ruinami w tle.

Grobowce Naqsh-e RustamMy jednak pędzimy dalej, ale i tak już nie zdążamy na słońce oświetlające płaskorzeźby Naqsh-e Rajab i grobowce Naqsh-e Rustam. Oglądamy je więc z daleka, bo nie ma sensu wydawać kolejnych 20 tyś (6,5 USD za dwie osoby), tylko na dojście do grobowców, które i tak dobrze widać zza płota. Zamiast tego dajemy się namówić na przejażdżkę wielbłądem, co prawda tylko po parkingu, ale dla Lili był to pierwszy raz! Cena wywoławcza to 5 euro, która bardzo szybko zamienia się na 5 tyś, czyli 5 zł. Najpierw jedzie Lila sama i w ogóle się nie boi, a potem zostaję namówiona jeszcze ja. Tymek z tatusiem pozostają przy filmowaniu.

04-10-2014 Shiraz

Masjed-e Naseer ol Molk, ShirazWczesnym porankiem dowiadujemy się, że nasze ostatnie plany podróżnicze uległy zmianie i mamy jeden wolny dzień w Shiraz. Chcieliśmy tego dnia jechać w góry i odwiedzić rodzinę Nomadów, ale okazało się, że zwinęli oni już swoje namioty i przenieśli się w cieplejsze miejsce. Mamy więc ostatni dzień na dywanach. Jest jeszcze tylko jeden temat do załatwienia. Bardzo ważny. Wciąż nie mamy biletów powrotnych do Teheranu, a pojutrze odlatuje nasz samolot! Iranrail.net, czyli agencja turystyczna online, która miała nam te bilety kupić, nie odzywa się. Wszystkie inne bilety nam przysłali, tylko nie te najważniejsze. Postanawiamy sami kupić nowe bilety w lokalnej agencji turystycznej (nie ma sensu jechać na dworzec, bo jest on oddalony 30 km od centrum!). Na szczęście kuszetki nadal są i w ciągu pół godziny otrzymuję wydruk naszych miejsc.

Jak już jestem poza hotelem, udaję się na krótki spacer do odwiedzanego wczoraj meczetu Nasir al-Mulk. Niestety nawet o 9.30 są już wycieczki i znów trudno zrobić fotkę bez turystów, którzy nie wiadomo z jakiego powodu muszą robić sobie zdjęcia z kolorowymi światełkami na swojej twarzy lub kładąc się na dywanach.
Wracając kupuję trochę słodkości dla rodziny oraz gorący jeszcze chrupiący, płaski chlebek sangak.

Mauzoleum Sayyeda Alaeddina Hosseina, ShirazPlanów na dziś nie mieliśmy żadnych, ale żeby nie siedzieć cały dzień w hotelu, pojechaliśmy taksówką do meczetu i mauzoleum Hossaina. Tu znów nie można było robić zdjęć, a strażniczka przy wejściu koniecznie chciała mi zabrać aparat! Uparłam się jednak i na migi pokazałam, że schowam aparat pod czador i udało mi się tak wejść. Mauzoleum jest fajne, bo zupełnie nieturystyczne. Bardzo błyszczące na zielono – biało, aż bije po oczach.

Co tu jeszcze robić ostatniego dnia na południu Iranu…Może jakiś park, tylko tutaj za wejście do parku sporo się płaci więc trzeba by wybrać jakiś najładniejszy. Padło na ogród botaniczny Eram (15 tyś/ 5USD). Zachwyceni nie byliśmy. Europa ma o wiele ładniejsze i bardziej egzotyczne ogrody, a tutaj atrakcją była zielona trawka, akurat w trakcie podlewania, więc nawet nie za bardzo było gdzie usiąść! Lila trochę pobiegała, ale i tak za dużo swobody nie miała, bo co chwilę ktoś chciał sobie z nią robić zdjęcie, albo przynajmniej pogłaskać ja po policzku!

Pustynna trasa kolejowa do TeheranuO 20 tej wsiadamy w pociąg do Teheranu, zajmujemy swoje leżanki na grzędzie i spędzamy kolejne 15 godzin na spaniu i porannych zabawach z młodymi współpasażerami i ich rodzicami i dziadkami, którzy odwiedzają nasz przedział przynosząc nam kawę, ciasteczka, orzeszki itd. …

05-10-2014 Teheran

Nie za bardzo mieliśmy pomysł na nocleg w pobliżu lotniska lub dworca kolejowego więc skończyło się znów na wizycie w dzielnicy motoryzacyjnej. Tym razem testujemy Masshad Hostel, niemalże naprzeciwko hotelu Firouzeh. Jest tu bardzo budżetowo, o połowę taniej (10USD za dwójkę), niż w - i tak już budżetowym - Firouzeh. Warunki ok, akceptowalne, chociaż wygląda, jakbyśmy spali na zapleczu. Tak naprawdę mamy tu tylko kilka godzin snu, bo już o 3ciej nad ranem trzeba udać się na lotnisko.

Sad Abad Museum, TeheranDziś już nam się zupełnie nic nie chce. Ale jak tu odpocząć w Teheranie? Dajemy ostatnią szansę irańskim parkom, udając się w okolice Darabad, do Sad Abad Museum.
Jest zielono i parkowo, ale znów nic szczególnego (opłata 15 tyś. (5USD), plus oddzielne bilety do każdego budynku!). Zwiedzamy tylko Biały Pałac, dawną siedzibę Szaha, gdzie wszystko zostawiono tak, jak urządzone to było w latach 70tych. Pokoje ogląda się tylko zza grubej szyby, jakby w środku znajdowało się coś cennego. A to tylko zakurzone, niemodne już dziś meble, zastawy stołowe, i piękne, robione na wymiar dywany. Nic specjalnego, kolory szare, a wystrój raczej przygnębiający. Ciekawy obiekt to potężne nogi szacha przed budynkiem – pomnik szacha, niedokończony przed jego ucieczką.

Najmilszy moment dnia to spacer w dół do placu Tadżrisz i prawdziwa kawa i w prawdziwej, chyba jedynej w Teheranie, nowoczesnej kawiarni. Kawa kosztowała sporo, tyle samo co w Europie, ale warto było. Jak to miejsce się tu utrzymuje wśród strażników moralności? Nawet zachodnią muzykę puszczają! Widać, że powoli, powoli ale idą zmiany!