Brunei Darussalam w jeden dzień

AirAsią na Brunei!Brunei to państwo o którym prawie nic nie wiemy. Ja jeszcze niedawno nawet nie zdawałam sobie sprawy, gdzie dokładnie ono leży. Jednak gdy okazało się, że znajduje się ono wręcz na naszej trasie na Borneo, postanowiliśmy tak ułożyć plan wyjazdu, żeby chociaż na chwilę tam zawitać. Doba wystarczy żeby zobaczyć to co najbardziej wyróżnia Brunei od reszty Borneo, czyli bardzo islamską stolicę Bandar Seri Begawan, w tym jej najstarszą cześć, wodną wioskę Kampung Ayer. Tym razem zaszaleliśmy z noclegiem i zarezerwowaliśmy 3- osobowy pokój na terenie Kampung Ayer (75 euro!), z widokiem na najpiękniejszy meczet w Brunei.
Liniami Air Asia, z Kuala Lumpur do BSB, dolecieliśmy w nieco ponad 2 godziny. Lotnisko w Kuala Lumpur jest bardzo duże i lepiej po check in od razu szukać swojej bramki, bo może być to nawet kilkanaście minut do przejścia. Na pokładzie Air Asia, jak to w tanich liniach, nie można w teorii spożywać własnych posiłków. Jednak ceny sprzedawanych produktów, szczególnie prostych obiadów nie są bardzo drogie (15-16RM za danie główne), a gdy zamawia się je wcześniej online, można jeszcze parę ringitow zaoszczędzić.

Na miejsce noclegu w Kampong Ayer trzeba było przepłynąć motorówką BSB powitało nas chmurami i wysoką temperaturą. Pierwszy nasz cel to kantor wymiany walut. Jednak okazało się, że lotnisku nie ma żadnego punktu wymiany gotówki. Na szczęście są bankomaty, więc byliśmy uratowani (warto mieć w zapasie kartę z darmową wypłata gotówki na całym świecie). Lokalnym mini busem dojechaliśmy do centrum miasta, w międzyczasie zaliczając potężną ulewę! Chwilkę nam zajęło znalezienie przystani, z której motorówką można dojechać do naszego pomostu w Kampung Ayer. Sam przejazd z bagażami to też nie była prosta sprawa. Bardzo stromymi schodami trzeba było zejść na brzeg i od razu wskoczyć do małej łódki. Najtrudniej było z Tymkiem i wózkiem, ale jakoś daliśmy radę. Kolejne przejazdy szły nam już o wiele sprawniej.

Nasz apartament w Kampong Ayer Nasza chatka znajdowała się na samym początku wioski i rzeczywiście z tarasu był widok na meczet, pięknie podświetlony zachodzącym słońcem. Niestety zarówno wysoko położony nad taflą wody pomost, jak i sam taras, nie były zabezpieczone żadnym ogrodzeniem. Dodatkowo dom był pełen bibelotów i ciężko było Tymka utrzymać w jednym miejscu. Lila za to bawiła się doskonale.

Meczet Sułtana w BSB, Brunei Godzinny, wieczorny spacer po BSB wystarczył żeby zobaczyć całe centrum, które tak na prawdę niewiele różniłoby się od malezyjskich miasteczek gdyby nie wystawny meczet i nieco więcej kobiet pozakrywanych chustami. Po popołudniowym deszczu wyszło piękne słońce i na zakończenie dnia mieliśmy piękny zachód słońca, któremu towarzyszyły wieczorne modlitwy.

Lasy namorzynowe, Brunei Następnego poranka trzeba było wstać wcześnie, bo mieliśmy zamówioną łódkę na zwiedzanie kanałów oraz okolicy. Zdecydowaliśmy się na dłuższą, nieco droższą trasę z naszą gospodynią jako przewodnikiem, wychodząc z założenia że pewnie więcej tu już nie wrócimy i warto zobaczyć wszystkie atrakcje dostępne z poziomu wody. Był to bardzo dobry wybór, bo oprócz wodnej wioski popływaliśmy jeszcze po rzece w poszukiwaniu długonosych małp, czyli Nosaczy Sundajskich (Proboscis). Małp nie udało znaleźć, ale za to po raz pierwszy widziałam las namorzynowy (mangrowy), rosnący w słonej wodzie przy brzegach, korzeniami wystający i ponad wodę. Pięknie to wyglądało. Wystarczyło wypłynąć tuż za stolicę by zobaczyć taką niesamowitą przyrodę. W trakcie powrotu, z daleka, widzieliśmy małego (chyba!) krokodyla, który właśnie wsuwał się do wody. Z rzeczy bardziej oczywistych, ale też ciekawych, był skromny pałac sułtana i przystań z której rusza na wodne wycieczki oraz stary pałac, w którym sułtan się urodził. Oprócz tego, im bliżej miasta tym więcej inwestycji i remontów na wodzie. Ciekawe jak za parę lat to będzie wyglądać.

Spacer po Kampong Ayer Na zakończenie wycieczki przewodniczka zabrała nas na spacer po najbliższych pomostach. Niby można by było się przejść samemu, ale nie wiem czy w tej plątaninie mostków i małych przejść na wodzie dalibyśmy radę wrócić do naszej przystani. Większość domów na palach ma po około 10 do 20 lat. Nowych za bardzo się nie buduje tylko naprawia pale, niszczone przez słoną wodę.

Nowe osiedle w wodnej wiosceSułtan, chcąc podtrzymać tradycję mieszkania na wodzie, wybudował piękne, solidne, murowane dwupiętrowe domy, z zabezpieczonymi pomostami. Jest to całe osiedle na wodzie, które częściowo stoi puste, bo ludzie wolą mieszkać w starych domach niż płacić, nawet bardzo niskie, kwoty miesięcznego kredytu, 200 dolarów brunejskich, czyli koło 600zł. Jak na bogate Brunei jest to bardzo mało!
Po południu mini busem przemieszczamy się z powrotem do Malezji. Jest to tylko koło 160km, ale z kilkoma przystankami, tak więc całość trasy zajmuje nam aż 4 godziny.