Rozrywki środkowego Borneo

Niesamowita roślinność w centrum MiriMiędzy Brunei i Mulu zrobiliśmy krótki postój noclegowy w Miri, gdyż właśnie to miasto jest najlepszą bazą wypadową do parku narodowego w Mulu. Miri to typowe duże miasto, gdzie czas spędza się w galeriach handlowych. Nasz hostel sąsiadował z dwoma centrami handlowymi. Idealnie na tani obiad! Była też lokalna rozrywka, czyli miejski basen publiczny. Nie do końca jestem pewna, czy wypadało się kąpać w dwuczęściowym stroju, bo na zdjęciach strojów dozwolonych były tylko te jednoczęściowe oraz krótkie stroje płetwonurka, a na fotkach niedozwolonych były tylko wersje muzułmańskie, w koszulkach. Basen był stary, z lat 80tych i przebieralnia nie zachęcała do pozostania tam dłużej niż to jest niezbędne. Trochę pamiętam takie miejsca z dzieciństwa w Polsce. Za to sam olimpijski basen odnowiony, bardzo głęboki i używany głównie przez mężczyzn. Do tego spory brodzik dla dzieci. A wszystko to za złotówkę od osoby. Niestety już pół godziny przed zamknięciem wyganiają wszystkich do szatni!

100 km do cywilizacji?

Na lotnisku w MuluLecimy w sam środek dżungli, do Mulu Mulu od Miri dzieli tylko niecałe 100km ale jest to 100km przez dżunglę. Trzeba więc lecieć samolotem lub próbować dostać się łodziami, ale to może zająć więcej niż jeden dzień. Nasz lot trwał tylko 30 minut, a jedyne co można było podziwiać przez okno to gęsta zielona dżungla i meandrująca rzeka. Na lotnisku od razu przejął nas busik by dowieźć nas do właściwego hostelu. O tej porze roku i w dodatku w środku tygodnia turystów jest mało, dlatego nawet 400 metrów dzielące nas od D'Cave Homestay pokonujemy ‘hostelowym’ busem, byśmy przypadkiem nie poszli do konkurencji. Nasz domek jest nieco opuszczony, bo nie ma gospodarzy tylko pomocnik, mało mówiący po angielsku. Jest bardzo skromnie ale mamy swój pokój. No i cena jak Mulu całkiem przyzwoita, bo 35 RM od osoby za noc. Na terenie parku też są noclegi, ale o wiele droższe a my śpimy tylko 500 metrów od parku.

Droga przez Mulu do Parku Narodowego Wioska Mulu to bardzo spokojne miejsce, przeznaczone głównie do obsługi turystycznej. Nie ma typowych restauracji, a obiady przygotowywane są przez kwatery prywatne. Jedliśmy w kilku miejscach i menu zawsze było takie same: smażony ryż lub makaron z kurczakiem. Czasami było tyko jedno z tych dań, bo akurat na przykład zabrakło ryżu. Wszystkie produkty do Mulu dowożone są samolotem więc nie jest łatwo uzupełnić zapasy. Jest mały sklepik, ale bardzo drogi i prawie pusty. Tutaj każdy sprowadza żywność dla siebie z Miri. Prądu również nie ma, a generatory w każdym gospodarstwie uruchamiane są tylko na godziny nocne. W dzień, siedząc w upale, można tylko wpatrywać się w niedziałające wiatraki! Oprócz wioski Mulu w pobliżu jest kilka innych wiosek. Tam prawdopodobnie prąd jest, bo w okolicach lotniska pojawiają się słupy energetyczne.

Jedyne drogowskazy w MuluOprócz spacerów po dżungli, można w Mulu przejść się szosą 1,5 km do Marriotta albo poskakać radośnie po trawie w trakcie typowego popołudniowego deszczu. Radość dzieci nie do opisania! W wodzie, nawet w cieniu, taplać się można godzinami, bo przecież jest gorąco i na pewno zapalenie płuc nie grozi.

Wiekszosc tras w dżungli prowadzi po drewnianych kładkach Dżungla w Mulu to wbrew pozorom całkiem cywilizowane miejsce. Wszystko jest bardzo dobrze zorganizowane, a większość tras pokonuje się po drewnianych pomostach. Pracownicy parku doradzają jakie trasy wybrać i zapisują na wycieczki z przewodnikiem. Cześć tras jest bezpłatna, ale te ciekawsze, połączone ze zwiedzaniem jaskiń, są dodatkowo płatne, a w sezonie bardzo oblegane. 2,5 dnia wystarczy na spokojne zobaczenie wszystkiego i wypoczynek. Niektórzy robią po dwie trasy dziennie i wyjeżdżają już po 1,5 dnia.

Co ciekawego może turysta w dżungli zobaczyć

Canopy Skywalk

Canopy Walk Przejście po wiszącym linowo - metalowym moście wśród koron drzew to największa atrakcja Mulu. Trasa ma 480 metrów, z przystankami przy pniach drzew. Mostek jest wąski, na szerokość dwóch desek i otoczony sznurkową siatką do wysokości pasa. Dzieci poniżej 5 r. ż. nie są wpuszczane, ale nam udało się przekonać przewodnika, że 2 letnie dziecko w nosidełku na brzuchu jest bezpieczne. Plecaków na plecach również wnosić nie wolno. Do mostków dochodzi się z przewodnikiem, standardową drogą przez park, około 1,5km od biura parku. Można by dojść samemu ale i tak wejście jest zamknięte na kłódkę. Miejsce to jest niesamowite, szczególnie jeśli nie ma żadnej innej grupy i po mostach chodzi się samemu. Mostki mają po kilkadziesiąt metrów i na raz nie powinno przebywa na nich więcej niż kilka osób (bardzo trzęsie). Idzie się niemalże w koronach drzew, w najwyższym miejscu znajdując się około 20 metrów nad ziemią.

Night Walk

Takie same insekty można było spotkać nocą, tylko w większej ilości! Dopiero nocny spacer z przewodnikiem pozwala na dostrzeżenie jak wiele różnych owadów kryje się wokoło naszej ścieżki. Na trasę można wyjść samemu ale wtedy szanse na zobaczenie ciekawych stworzeń spadają. A na pewno już nie zobaczy się wielkiej tarantuli! Przewodnik wiedział dokładnie gdzie jej szukać, a my mieliśmy szczęście że akurat wyszła na łowy. Poza tym były ogromne pasikoniki, gąsienice, pająki, jaszczurki, małe, białe gekony, sporo patyczaków i jeden mały biały wąż, w oddali na drzewie. A do tego hałas taki jakby się weszło w sam środek ula! Największy jazgot robiły małe owady i coś co wyglądało jak zielony liść, który przy każdym poruszeniu się, bił jak dzwon. Kolejny nocny spacer odbyliśmy tydzień później w Bako, ale tam już warunki są zupełnie inne – nie ma tylu odgłosów owadów, za to jest szansa na zobaczenie zwierząt. Mulu króluje jeśli chodzi o owady.
Nocną wycieczkę warto odbyć jak najwcześniej w trakcie pobytu, gdy tylko pozwala pogoda. Prawie codziennie w Mulu wieczorami pada i wtedy już w trasę nie ma jak wyruszyć. Nie ma co więc odkładać tylko od razu korzystać, gdy do godziny 18 nie zbierają się deszczowe chmury.

Clearwater Cave / Cave of the Winds

Lokalny targ w PenanPłyniemy rzeką Melinau Każda wycieczka w dżungli jest trochę inna. Tym razem do jaskiń płyniemy wąskimi łodziami motorowymi po rzece Melinau, z krótkim przystankiem przy tzw. długich domach i na małym targowisku z pamiątkami dla turystów, w wiosce Penan. Domy są nowe i krótsze od tych tradycyjnych, gdzie to w przeszłości w jednym baraku mieściła się cała wioska.

Łódki czekają na powrót turystów z jaskiń Roślinność oglądana z poziomu rzeki wygląda tu inaczej niż w trakcie naszej wycieczki w Brunei. Są wysokie drzewa i wapienne skały. To właśnie w tych skałach znajdują się dwie jaskinie, cel naszej wyprawy. W jaskiniach jest zadziwiająco ciepło. Trasy nie są długie, a między jedną a drugą jaskinią przechodzi się po drewnianym tarasie wzdłuż skały, nad rzeką. Pod jaskinią Clearwater znajduje się miejsce piknikowe ze stolikami, toaletą i przebieralnią. Można się tu kąpać w zimnej, jak na Borneo, rzece. Są płycizny ale generalnie jest dość głęboko i dzieci same nie mogą się bawić, mimo że nie ma w tym miejscu w ogóle prądu.
Wycieczka warta polecenia, szczególnie ze względu na przejazd łodzią i możliwość kąpieli w rzece.

Deer & Lang’s Caves

Lang Pomostem przez dżunglę, trzykilometrową trasą, dojść można do kolejnych jaskiń, w tym drugiej najdłuższej możliwej do przejścia jaskini w Azji, Deer Cave. Aby wejść do środka znów potrzebny jest przewodnik (na końcu trasy przez dżunglę jest bramka). Niewielka Lang’s Cave jest najpiękniejsza, jaką widzieliśmy w Mulu. Skalne formacje są niesamowite. Stalaktyty i stalagmity na wyciągniecie ręki, dodatkowo podświetlane przez system świateł, włączany przez przewodnika!

Deer CaveTuż obok znajduje się największa jaskinia do turystycznego przejścia, która już nie jest taka piękna, ale za to posiada inną atrakcję, setki tysięcy nietoperzy, dwunastu różnych gatunków. Widok z wnętrza tej jaskini przedstawiany często jest na zdjęciach z Mulu, bo skały na wejściu uformowane są w taki sposób, że przypominają profil Abrahama Lincolna. Trasa wewnątrz jaskini jest rzeczywiście bardzo długa. W całości ma ponad 2 kilometry. Idzie się po drewnianych pomostach, podziwiając ogromną przestrzeń. Na końcu, u wylotu widać miejsce zwane Garden of Eden. Jest to skrawek soczystej zieleni wśród skał. Niestety ze zwykłej trasy turystycznej nie ma tam przejścia. Trzeba iść na nieco trudniejszą technicznie trasę po dnie jaskini, co zajmuje znacznie więcej czasu. Z tego względu można się w ogóle zastanowić, czy warto iść do końca Deer Cave, bo tak na prawdę nic tam spektakularnego po drodze nie ma. Nawet nietoperzy za bardzo nie widać, bo przestrzeń jest za duża i ciemna.

Nietoperze opuszczają Deer Cave Co wieczór około milion nietoperzy o mniej więcej tej samej godzinie (17-19) wylatuje stadnie z Deer Cave na polowanie. Spektakl ten, na zewnątrz jaskini, obserwują tłumy turystów. A jest na co patrzeć. Nagle, tuż przed zachodem słońca, nad jaskinią pojawia się ciemny wąż nietoperzy i zajmuje niemalże całe niebo. Ponoć zjadają one co wieczór miliony komarów. I rzeczywiście w Mulu komarów nie ma, mimo że to las deszczowy i sam środek dżungli.

Mulu Botanical Heritage Trail & Tree Top Tower

Botanical Garden Route Najłatwiejsza, krótka trasa (1,5 km) do samodzielnego przejścia, bardzo blisko biura parku. Częściowo wiedzie po pomostach a częściowo po kamiennej ścieżce. Całość bez problemu da się pokonać z dziecięcym wózkiem. Świetne miejsce na poranny spacer i kontemplowanie przyrody. Nie jest co prawda tak głośno jak w dżungli nocą, ale gdy się chwilę w ciszy postoi w jednym miejscu, odgłosy insektów zaczynają się nasilać. Nie jest to jednak łatwe, gdy ma się u boku bardzo rozgadaną sześciolatkę! W pobliżu znajduje się również wieża do obserwacji ptaków, ale mam wrażenie że ciekawiej jest na poziomie ziemi, niż po wspięciu się na górę.