Kilka informacji praktycznych

Chiny to ogromny kraj, trzeci co do wielkości powierzchni na świecie. Jest to kraj kontrastów i wielu grup etnicznych. Nie da się tego wszystkiego poznać w trakcie kilkutygodniowego wyjazdu. Nasze Chiny były więc całkiem jednorodne, miejskie i bardzo turystyczne. Skupiliśmy sie tylko na niewielkim skrawku kraju, na kilku prowincjach, oddalonych od Pekinu maksymalnie o 1000 km. Z premedytacją pominęliśmy kilka bardzo znanych miejsc, znajdujących się w dużej odległości od stolicy, gdyż wtedy trzeba byłoby poruszać się samolotami, lub mieć bardzo dużo czasu. Zamiast tego zwiedziliśmy to, co najistotniejsze w prowincjach Shanxi (Datong), Shaanxi (Xi'an), Henan (Luoyang), Hebei (Shanhaiguan) oraz Beijing. Niemalże każde miasto, lub miasteczko, na mapie naszej trasy okazywało się być co najmniej milionową metropolią. Prawdziwą wieś widzieliśmy tylko raz.

Na szczycie Shao Lin Shan Chiny nie są krajem tanim. Myślę, że warto to podkreślić i mieć tego świadomość już na etapie planowana wyprawy. Dawno skończyły się czasy spania i podróżowania za grosze. Tanie jest nadal jedynie uliczne jedzenie (5RMB - 20 RMB) i lokalne przejazdy komunikacją miejską; 1 RMB (50gr) za autobus, 2RMB (1zł) za metro. Zwiedzanie jest bardzo drogie, a ceny biletów wstępu niczym nie ustępują tym europejskim. Płaci się za wszystko, nawet za wejście do parku. 20RMB (10zł) to minimum, a za większość bardzo znanych miejsc, typu Klasztor Shaolin, buddyjskie groty Longmet lub Yungang, Armia Terakotowa trzeba zapłacić od 50zł w górę (100-150RMB)!

Eleganckie sklepy i centra handlowe w wielkich miastach również niczym nie różnią się od tych europejskich. Są tam wszystkie znane marki i do tego w takich samych cenach jak u nas. Na pewno inaczej wygląda to na lokalnych bazarach czy przedmieściach, tylko do takich miejsc turyście trudno jest trafić biorąc pod uwagę powierzchnie tych wielomilionowych metropolii. Zresztą, nie o to chodzi w Chinach by obłowić się w tanich ciuchach na targowiskach. To mamy już u siebie i często w lepszych cenach.

Na dworcu w Pekinie Największym problemem przy zwiedzaniu Chin są ogromne odległości i to zarówno między wartymi zobaczenia miejscowościami jak i poszczególnymi atrakcjami w miastach. Tam nigdzie nie jest blisko, nawet jeśli tak się wydaje patrząc na mapę. Zobaczenie 2-3 miejsc dziennie to już bardzo dużo. A przecież jeszcze trzeba jeść, gdzieś spać i załatwiać transport. To wszystko dzieje się przy udziale miliarda Chińczyków, którzy też mają podobne plany. No tak... bo wybraliśmy się do Chin w trakcie ich najważniejszych, tygodniowych świąt (tzw Golden Week), kiedy to wszyscy mają wakacje i podróżują, zwiedzają, generalnie robią tłum, w tym i tak już zatłoczonym, kraju! 10 dni świątecznych na 18 dni wyjazdu to sporo. Ale da sie to przeżyć i nawet coś w tym czasie zobaczyć. Jedynym minusem jest to, że wszystko trzeba planować z dużym wyprzedzeniem. Najlepiej dziesięciodniowym, bo właśnie z takim wyprzedzeniem kupować można bilety na pociągi. A Chińczycy uwielbiają nimi podróżować! Cudzoziemiec ma tylko dwie możliwości kupna biletów kolejowych: za pośrednictwem hotelu lub bezpośrednio na dworcu. Chińczyk może jeszcze dokonać zakupu przez Internet, więc teoretycznie ma nad nami przewagę, ale w praktyce niewielu ludzi ma dostęp do Internetu i większość tłoczy się w ogromnych kolejkach na ogromnych dworcach. W samym Pekinie takich dworców jest co najmniej 4. A bilety można kupić tylko na wyjazd z danego miasta. Od niedawna też można na powrót do tego miasta, ale też tylko do 10ciu dni na przód.

Autobusem do Shanhaiguan Alternatywą są międzymiastowe autobusy, znacznie mniej popularne (bo też znacznie mniej wygodne na długich trasach). Bilety czasami można na nie dostać nawet z dnia na dzień. Niestety kupuje się je tylko na wyjazdy z danego miasta.

Jak już mamy przejazd, to trzeba zająć się noclegami. Tu możliwości jest wiele, ale tanio na pewno nie będzie. Za dwójkę w Pekinie płaci się od 180-220RMB w hostelu, czyli co najmniej 100 zł. Lepiej jest w mniej turystycznych miejscach 80 - 120RMB. Większość hosteli, nawet jak mają własne strony www, proponują rezerwacje przez Hostelworld. Ceny rzadko kiedy są negocjowane w sezonie.

Chińskie pierożki gotowane na parze Kuchnia chińska to osobny temat. Na pewno trzeba trochę odwagi by zacząć jeść w ulicznych barach, ale bez obaw, pies nie stanowi tam głównej pozycji menu. Jedzenie jest znacznie prostsze, niż to co w Europie serwowane jest pod nazwą kuchni chińskiej. Na północy i w środkowych Chinach wcale nie króluje ryż, ale makaron i gotowane na parze nadziewane pyzy. Największą zaletą małych, lokalnych knajpek jest to, że zawsze można podpatrzeć co inni jedzą i po prostu zamówić to samo. Bo oczywiście wchodzimy tylko tam, gdzie pożywiają się właśnie miejscowi. Menu raczej nam nic nie powie, prawie zawsze będzie tylko po chińsku. Na wybieranie w ciemno ani razu się nie zdecydowaliśmy. Czasami jest szansa na menu z obrazkami (nawet odpowiadające temu co się w rzeczywistości dostanie), a bardzo rzadko na wersję menu po angielsku (bardzo uproszczoną). Tak więc najlepiej zaglądać Chińczykom w talerze.

Komunikacja w Chinach to też nie prosta sprawa. A jest to podstawa na samodzielnych wyjazdach. Sam przewodnik nigdy nie wystarczy, lepiej go zawsze weryfikować z rzeczywistością. Oczywiście po mandaryńsku, bo Chińczycy po angielsku nie mówią. Ale od czego są ręce, kartka i długopis i mini rozmówki mandaryńskie. To naprawdę najlepszy sposób porozumiewania się w tym kraju. Język angielski jest użyteczny tylko w hostelach młodzieżowych. To tam prosimy o zapisanie nam na karteczkach po mandaryńsku nazw miast, zabytków i innych zwrotów, które będą przydatne w ciągu najbliższych dni. Wszystko musi być bardzo prosto napisane i łatwe do pokazania np kierowcy zatłoczonego autobusu. Na angielski nie ma co liczyć jeśli trafimy do chińskiego hotelu. Tam nawet słowa room i price nie rozumieją! Co nie oznacza, że nie można się dogadać.

Dla kogoś z określonym budżetem oraz ograniczonym czasem, wyprawa do Chin będzie przyjemnością tylko wtedy kiedy się do niej mentalnie i technicznie przygotuje. Tę hydrę da się pokonać, ale tylko przy jednoczesnej akceptacji powszechnego zatłoczenia, smogu, wysokich kosztów zwiedzania i noclegów oraz ogromnych odległości do pokonywania. Trzeba dać się ponieść fali i przez chwile żyć jak Chińczycy (ci bogatsi, oczywiście), akceptując ich rzeczywistość, a nie z nią walcząc.

Z mnichem z klasztoru Shao Lin Poniższy opis przedstawia więc tylko skrawek chińskiej rzeczywistości i całkiem mocno może się różnić od obserwacji innych podróżników, przebywających w Chinach poza sezonem wakacyjnym, lub też zwiedzających inne prowincje tego wielkiego kraju. Po prostu nie da się w kilku zdaniach powiedzieć jakie są Chiny. Byłoby to zbyt duże uogólnienie, przy tak wielkim narodzie, składającym się z ponad 50 grup etnicznych, żyjących w trzech różnych strefach klimatycznych.