10-10-2012 Xi'an 西安 (Terracotta Army 兵馬俑)

Dziś spanie na maksa, czyli ja do 7.30 , a Adam z Lilą do 9tej. Na zakończenie pobytu zostawilismy sobie największą atrakcję: Armię Terakotową. Można do niej dojechać spod dworca kolejowego autobusem miejskim nr 306. Nie jest to zwykły autobus, tylko autokar, dlatego kosztuje 7RMB. Mimo, że to tylko kilkanaście kilometrów za miastem, jedzie się 1-1,5 godziny, ze względu na potężne korki na wyjeździe z centrum miasta. Autobus staje na małym placu na lewo od parkingu. Stamtąd do wejścia jest jeszcze spory kawłek i trzeba pamiętać by najpierw zakupić bilety wstępu, ukryte gdzieś po prawej stronie od dużego parkingu. My o tym nie wiedzieliśmy i tak doszliśmy główną aleją handlową, aż do bramek... gdzie oczywiście biletów kupić nie można! Adam musiał zawracać, a był to co najmniej kilometr!

Armia Terakotowa, Xi Zwiedzanie rozpoczynamy od dwóch mniej spektakularnych pawilonów nr 3 i nr 2, by najlepsze zostawić sobie na koniec. W pawilonie nr 3 po raz pierwszy, z góry, oglądamy wojowników z terakoty. Nie ma ich dużo, a oświetlenie jest przyciemnione, więc nawet trudno zrobić fotkę. W pawilonie nr 2 oświetlenie jest lepsze, ale za to nie ma wojowników. Widać duże fragmenty z zawalonym dachem i można sobie wyobraźić jak to miejsce wyglądło tuż po dokryciu. Może pod tym dachem nadal jeszcze są szczątki wojowników. W szklanych gablotach powstawiane są najcenniejsze znaleziska, w tym resztki drewnianej broni. Najciekawszy jest oczywiście zadaszony pawilon nr 1, wielkości dużej hali sportowej. Znajduje się tam koło 7 tyś wojowników, ustawionych w szeregi. Po wejściu do hali, patrzy się na wojowników z przodu, z podwyższenia. Bardzo ładnie ich widać, nawet można przez lornetkę czy aparat przyjrzeć się twarzom. Robi to duże wrażenie. Każda twarz jest inna. Pawilon można obejść na około, obserwując wciąż przebiegające prace archeologiczne. Myślę, że mimo wysokiej ceny wstepu (150RMB) warto to miejsce zobaczyć, szczeglnie biorąc pod uwagę, że te gliniane rzeźby mają ponad 2 tyś lat.

Armia Terakotowa, Xi Po zakończeniu zwiedzania znów trzeba przejść długą aleję handlową. Jest to całkiem dobre miejsce na kupowanie pamiątek. Chińczycy bardzo schodzą z cenami, bo dni świąteczne się już zakończyły i liczba turystów znacznie zmalała. Jednak, żeby zacząć negocjować ceny, trzeba wcześniej posprawdzać, jak podobne rzeczy są wyceniane w innych miejscach. Czasami sprzedawcy zaczynają od cen abrurdalnych i nie do końca wiadomo, ile tak naprawdę dana rzecz jest warta. Mały magnes na lodówkę z 35RMB w ciągu 5 minut sprzedano nam za 10 RMB, a potem następni sprzedawcy chcieli nam jeszcze oddać kolejne magnesy za 5RMB.

Niestety jedzenie w okolicznych knajpkach jest bardzo drogie. Są to zwykłe bary, ale dla turystów, więc ceny zaczynają się do 30RMB za porcję, podczas gdy w mieście za podobne jedzenie płaci się 10-15RMB. Jemy więc tylko jakiś uliczny chiński makaron zalewany bulionem (chyba najgorszy obiad w Chinach) i zagryzamy bułką z mięsem (ja i Lila) za 10 RMB – też drogo, ale przynajmniej to dobre było.

W nocnym pociągu z Xi Do Xi'an docieramy dopiero po 17tej (znów korki!) i niestety nie mamy już czasu na zwiedzanie murów miejskich. Koszt wejścia to 40RMB, a my byśmy mieli tylko 15-20min, więc nie warto. Całe mury to 16 km. Można wypożyczyć rowey i pojeździć górą. No niestety, to już nie dla nas. Zapchany, piętrowy autobus 603 dowozi nas na dworzec kolejowy. Tam, jak zwykle, tłumy. Po odstaniu w kilku kolejkach, zeskanowaniu bagaży, wpuszczają nas na peron. Do Pekinu wracamy znów kuszetką soft sleeper, czyli najdroższą (400RMB), bo innych miejsc nie było. Lila od razu znajduje lokalne koleżanki i razem szaleją do 22. Potem mamy problem z położeniem buntującego się dziecka spać. Ponowny problem jest oczywiście o 7mej rano z dobudzeniem dziecka, które ani myśli wstawać!

11-10-2012 Pekin 北京

Na ostatnią noc w Pekinie mamy zarezerwowany inny hostel, Sanlitun Youth Hostel (Wangfujing Hostel, 220RMB, dwójka bez łazienki), bo w naszym Sunrise Hostel akurat nie było wolnych miejsc. Ale to nawet dobrze, bo ten hostel jest bliżej stacji Dongzhimen, skąd jutro rano musimy złapac pociąg na lotnisko. Okolica jest zupełnie inna, niż ta przy Placu Tiananmen. Tu już nie jest aż tak turystycznie. Jest dużo lokalnych sklepów i lokalnych kanjpek. Hostel sam w sobie nie jest jakiś szczególnie ładny czy klimatyczny i jest dość drogi, ale czysty. Jest to 4-piętrowy budynek z długimi korytarzami i łazienkami tylko na końcu korytarza. Obsługa bardzo miła. Największą zaletą jest bliskość tanich centrów handlowych. Jest to  bardzo przydatne, gdy chce się wydać ostatie yuany na jakieś pamiątki.

Pałac Yuanmingyuan, Pekin My jednak dzień zaczynamy od poważnego zwiedzania. Ostatni plan na tym wyjeżdzie to Pałac Letni. Dojechać tam można metrem nr 4. Zaczynamy dwie stacje metra wcześniej, od parku i dawnego pałacu cesarskiego, starego, zrujnowanego pałacu Yuanmingyuan. Oczywiście wstęp jest płatny (20RMB), a w środku tłmuy spacerujących Chińczyków. Park jest bardzo ładny, zadbany, ma bardzo dużo jeziorek mostków, itp. Ruiny znajdują się na samym końcu, co najmniej 1,5 km od głównego wejścia. Z pałacu niewiele pozostało, a kamienie porozkładane są tak choatycznie, jakby dziecko je porozrzucało. Najciekawszy fragment gdzie jeszcze coś widać otoczony jest płotkiem. Do pałacu Letniego trzeba jeszcze podjechać dwie stacje metrem.

Pałac Letni, Weża Buddyjskich CnutPałac Letni, Weża Buddyjskich Cnut My wysiadamy przy bramie północnej, skąd spacerkiem przez liczne świątynie i schodki dochodzimy do jeziora Kunming i wychodzimy bramą wschodnią. Kompleks jest orgromny i spokojnie można by tam spędzić na spacerach i pływaniu łódką cały dzień. Jedyny mankament to tłumy turystów mimo, że zwiedzamy w dzień powszedni, już po świętach. Warto kupić bilet zbiorczy (60RMB) umożliwiający wejście do Tower of the Fragrance of the Buddha oraz do Wenchang Gallery i do kilku innych miejsc, których my zwiedzić nie zdążyliśmy. My wspięliśmy się najpierw po długich schodach do zbudowanej w tybetańskim stylu świątyni Mądrości, a stamtąd przeszliśmy do Wieży Buddy. Jest to najlepsze miejsce widokowe na cały teren kompleksu i na jezioro. Potem trzeba zejść schodami na sam dół, aż dojdzie się do zadaszonej galerii nad jeziorem. Niestety, na dole, zaczynają już się wycieczkowe tłumy. Ale i tak jest pięknie. Po wyjściu wschodnią bramą już czekają rikszarze by dowieźć zmęczonych turystów do najbliższej stacji metra. Ale jest to tylko 500metrów i spokojnie można dojść na pieszo. Trzeba się tylko zapytać w którym kierunku isć, bo droga przez wielkie rondo jest trochę zakręcona.

Ostanią kolację jemy koło hostelu, w knajpce z wbudowanymi w stołach małymi paleniskami do grilowania. My jednak zamawiamy przysmaki z kuchni koreańskiej – to Adam – kimchi z ryżem, a ja z kuchni taiwańskiej: mięsko z ryżem. Jest pyszne, chociaż trochę żałujemy że jednak nie zdecydowaliśy się na grilowanie. Może przy następnym pobycie w Chinach!

A na zakończenie małe zakupy. W wielkim domu towarowym, poleconym w hostelu, zwiedzamy piętro poświęcone pamiątkom i akcesoriom do herbaty. Omijamy piętra z ciuchami, bo jakoś na wakacjach zazwyczaj nie jesteśmy w nastroju na uzupełnianie braków w garderobie. Kupujemy dzbanek z sześcioma kubeczkami do herbaty (240RMB) oraz średni latawiec - ważkę (120RMB).