Mdina i Rabat

Zwiedzanie Malty to prawdziwa przyjemność, atrakcji turystycznych sporo i wszędzie bardzo blisko. Wyspa jest bardzo mała (a Gozo jeszcze mniejsze!) i w sumie w trzy pełne dni dałoby się wszystko zobaczyć. My pod koniec tygodnia już się zaczęliśmy nudzić i pobyt na Gozo skróciliśmy o jeden dzień.

Zwiedzanie zaczęliśmy od średniowiecznej Mdiny i położonego obok Rabatu (dzieli je tylko ulica). Głupio się przyznać, ale na początku pomyliliśmy te miasteczka i chodząc po wąskich uliczkach Rabatu, myśleliśmy że to już Mdina! Nie zdawaliśmy sobie sprawy że Mdina jest bardzo malutka i otoczona w całości porządnym, średniowiecznym murem z fosą i trudno byłoby przegapić wejście do niej z Rabatu.

W samym Rabacie na pewno warto odwiedzić bardzo dobrze zachowane, aczkolwiek niewielkie w porównaniu z rzymskimi, katakumby Św. Pawła, oraz katakumby Św. Agaty, jeszcze mniejsze, ale za to z pozostałościami malowideł na ścianach. Mdina to głównie spacery po wąskich, urokliwych uliczkach.

Klify Dingli

Tego samego dnia pojechalismy również na klify Dingli, fajne, ale warto tam być przed południem, by zrobić dobrą fotkę (my mamy tylko pod słońce). Zahaczyliśmy też z ciekawości o - ponoć najładniejsze - plaże na Malcie (Golden Bay oraz Ghajn Tuffieha Bay). Hmm... w porównaniu z polskim wybrzeżem są to naprawdę małe zatoczki, które w sezonie muszą byc maksymalnie zatłoczone! Dobrze, że nam na plażach kompletnie nie zależało, bo możnaby się rozczarować (już lepiej chyba skorzystać z basenu, który oferuje niemalże każdy hotel na wyspie).

Ciekawie za to wyglądała tzw. Red Tower, czyli czerwona wieża, widoczna z daleka jadąc północnym wybrzeżem. Niestety godziny otwarcia są dość krótkie, więc obejrzeliśmy ją tylko z zewnątrz.

Hagar Qim i Mnajdra

Kolejny dzień przeznaczyliśmy na objazd południowej strony wyspy. Prehistoryczne świątynie Hagar Qim i Mnajdra ze wzgledów ekonomicznych (10 euro) obejrzeliśmy zza płota. Szkoda, że rozpostarto nad nimi wielkie namioty, dużo tracą na klimacie. Chcieliśmy po południu wejść do innych świątyń, w Tarxien, ale niestety czynne było tylko do 17tej, więc znowu pozostało nam zerkanie zza płota.

W portowej miejscowości Birzebbuga znaleźliśmy rewelacyjną piekarnię i na lunch zjedliśmy na plaży ciepły maltański, okrągły chleb z białym serem. Tak nam to zasmakowało, że każdego dnia, koło południa szukaliśmy lokalnej piekarni! Całkiem klimatycznym miejscem okazała się rybacka wioska: Marsaxlokk. To stąd pochodzą słynne pocztówki z kolorowymi maltańskimi łódkami. Ponoć w sezonie krążą tu tłumy turystów i wcale tak fajnie nie jest, ale my byliśmy po południu i było bardzo spokojnie i leniwie.

Trzy Miasta

Trzeci dzien poświęciliśmy na tzw Trzy Miasta. Miasta to trochę za dużo powiedziane, bo są to dwa bardzo ładne porty na dwóch półwyspach: Vittoriosa i Senglea, które oddzielają rzędy łódek. Oba porty łączy trzecie miasteczko, Cospicua. Rewelacyjne miejsce na spacer: piękne łodzie, kamienna twierdza St Angel, portowe uliczki, a w tle Valetta. Niezapomniany widok, jak dla mnie kwintesencja Malty.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na chwilkę w Sliemie, by zobaczyć jak wygląda miejsce turystyki masowej. To tam znajduje się nawięcej rozrywek nocnych i tanich hoteli. Widok z wybrzeża ładny, znów na Valettę, ale od drugiej strony, jednak budynki to takie nowoczesne blokowisko hoteli. I do tego tłumy młodzieży i popołudniowe korki. Dobrze, że w końcu nie zarezerwowaliśmy tam noclegu!

Valetta

Na niedzielę mieliśmy w planie stolicę Malty, Valettę. A to z dwóch powodów, po pierwsze chcieliśmy zobaczyć wystawianą tylko raz w tygodniu In Guardia Parade w forcie St Elmo, a po drugie chcieliśmy uniknąc korków, jakie w stolicy w dni robocze są normą. Miejsc do parkowania oczywiście też w tygodniu brak (a wiemy to z autopsji, gdyż drugi raz zwiedzaliśmy Valettę w dniu wylotu, w środę. Okrążyliśmy całe centrum i nie znaleźliśmy NIC wolnego. W końcu upchnięto nas na parkingu przy dworcu, zastawiając inne auta).

W Valecie po raz pierwszy odczuliśmy obecność turystów na wyspie. W niedzielę jeszcze nie było tak źle, ale w środę był to już nieprzebrany tłum podążający główną ulicą. A my do wielbicieli tłumu nie należymy. Mimo to warto po centrum się powłóczyć. Fort St Elmo fajny, ale wpuszczają tylko na dziedziniec, aby obejrzeć In Guardia, czyli barwną prezentację wojsk maltańskich, w towarzystwie werbli.

Godnym polecenia jest obejście tegoż fortu od strony zewnętrznej, starą, nieużywaną drogą, tuż przy morzu (na jej początku spotkać można miejscowych rybaków; można nawet dojechać przez tunel autem, dalej jednak nie ma już nikogo, ani niczego...). Nam tę trasę pokazał strażnik z War Musem. Trzeba zejść do portu i potem iść tak długo wdłuż murów fortu, aż wyjdzie się przy Dzwonie Oblężenia. Sami na pewno byśmy tej drogi nie znaleźli, a trasa świetna!