Odrobina szaleństwa pod samym lodowcem!

Svea Glacier, SvalbardTo co najpiękniejsze na Spitsbergenie to na pewno lodowce. Pokrywają one 60% wyspy, a wiele z nich wciąż się porusza. My widzieliśmy dwa. Pierwszy, Nordenskiöld, podczas wycieczki do Pyramiden, a drugi z bardzo bliska podczas kajakowej wyprawy pomiędzy góry lodowe w okolicy czoła lodowca Svea, w północnej części Isfjorden. Gdy tylko zobaczyłam zdjęcia z tego miejsca, bardzo chciałam tam pojechać. Małe, kolorowe kajaki pływające pomiędzy wielkimi, białymi krami i górami lodowymi. Wyglądało to niesamowicie!

Wyprawa łodzią Better MomentsJest tylko jedna taka wycieczka dostępna z Longyearbyen, którą da się odbyć w ciągu jednego dnia. Te piękne kry lodowe są oddalone od miasteczka i większość tras kajakowych jest zaplanowana na kilka dni tak by na końcu dotrzeć w okolice jakiegoś lodowca. My tyle czasu nie mieliśmy więc wybraliśmy nieco bardziej ekskluzywną wersję z dowozem szybką łodzią motorową pod lodowiec Svea, gdzie na miejscu czekały już kajaki. Taką wyprawę organizuje firma Better Moments i rzeczywiście muszę przyznać, że były to lepsze, a wręcz niezapomniane chwile!

Gotowi do kajakowej wyprawy! Zaczęło się od przebrania nas w wodoodporne, oddychające, jednoczęściowe kombinezony, które wyglądały jak ogromne śpiochy, bo miały od razu wbudowane też skarpetki. Na to dopiero nakładało się piankowe buty. Było w tym całkiem ciepło, ale przy silniejszym wietrze pod kombinezon warto założyć nie tylko wełnianą bieliznę, ale też jakąś cieplejszą bluzę. Ja na początku trochę marzłam przy silnych powiewach wiatru. Warto również, wbrew temu co mówi przewodnik, mieć własne, cienkie rękawiczki. Co prawda wiosła kajakowe wyposażone są w piankowe rękawice ale mogą one przemoknąć i o wiele przyjemniej się płynie jak się ma pod spodem coś cienkiego, ale grzejącego.

Poprzez kry, probujemy dopłynąć do brzegu Sama przeprawa łodzią na drugą stronę fiordu trwała ponad godzinę i dość mocno nas bujało, bo fale było dość duże. Niestety niebo było tak zachmurzone, że w ogóle nie było widać brzegów fiordu, nie mówiąc już o otaczających go górach. Przewodnik nam powiedział, że rano tak bardzo wiało, że zastanawiali się czy nie odwołać wycieczki, ale zaryzykowali, bo siła wiatru z czasem się zmniejszała. I była to dobra decyzja, bo jak już dopłynęliśmy w okolice lodowca, wiatr był słaby, a pod samym lodowcem nie było go wcale, a niebo zaczynało się rozchmurzać i nawet chwilami wychodziło słońce! Także pogodą na Svalbardzie nie ma się co sugerować, bo jest tak zmienna i nieprzewidywalna, że opieranie decyzji o wycieczkach na podstawie prognoz pogody nie ma zbyt dużego sensu

Motorówka przemieszczamy się na brzeg Gdy dopłynęliśmy w okolice lodowca, okazało się że kry i lodu jest tak dużo, że nasza łódź ma problem z dopłynięciem blisko brzegu. Płynęliśmy bardzo wolno, właściwie dryfując, aż znaleźliśmy się na tyle blisko, że można było użyć pontonowej łodzi motorowej by po kolei dostarczyć nas do miejsca składowania kajaków.

Są i nasze kajaki! Było nas pięć załóg i przewodnik, czyli prawie wszystkie miejsca zajęte, bo maksymalnie na wyprawę przygotowanych jest sześć kajaków. Byliśmy już bardzo blisko czoła lodowca więc samo dopłynięcie kajakami nie zajęło nam dużo czasu. Już po chwili mieliśmy na początku pływające wokół nas małe kry i prawie roztopione kawałki lodu, a później całkiem spore góry lodowe w pięknych białych lub niebieskich kolorach. Dzięki lekkiemu zachmurzeniu, ich niebieski odcień był jeszcze bardziej wyraźny

Pod lodowcem SveaPod lodowcem Svea Płynęliśmy powoli, bo nie chodziło tu o pokonywanie wielkich odległości, a raczej krążenie pomiędzy co ciekawszymi krami i górami lodowymi oraz wybieranie kolejnych ujęć do pięknych zdjęć. Podpływaliśmy na tyle blisko do czoła lodowca na ile było to możliwe i bezpieczne czyli gdzieś na około 30 metrów. Doskonale było słychać głuche tąpnięcia lodowej skały i nawet widzieliśmy kilka mniejszych kawałków spadających do wody.

Pod lodowcem SveaPod lodowcem Svea A lodowiec Svea sam w sobie był przepiękny. Bardzo czysty, biało niebiesko granatowy, z niesamowicie wyrzeźbionym czołem. W tym jednym miejscu można by pływać godzinami i tylko podziwiać.

Pod lodowcem SveaPod lodowcem Svea Oprócz lodowca można było też poobserwować różne, mało nam znane gatunki ptaków arktycznych. Z tych nam znanych widzieliśmy maskonura, ale to już po drodze łodzią. Gdy tylko wypłynęliśmy kajakami widzieliśmy tez głowę foki płynącej między krami. Niestety zamiast wskoczyć na jakąś krę i w pełni się zaprezentować postanowiła zanurkować i zniknęła nam z pola widzenia.

Pod lodowcem Svea Po dwóch godzinach wróciliśmy na łódź motorową, dostaliśmy pyszną zupę z soczewicy z kurczakiem w litrowych termosach i ruszyliśmy z powrotem do Longyearbyen. Tym razem było już widać oba brzegi oraz piękne góry, chociaż ciężkie chmury wciąż nisko nad górami wisiały. Była to idealna wyprawa na zakończenie naszego pobytu na Svalbardzie.