Co można zobaczyć w kilka godzin w Lizbonie

Rozpoczynamy zwiedzanie o 8mej rano!Rozpoczynamy zwiedzanie o 8mej rano!Na spacer po Lizbonie mieliśmy tylko 6 godzin. Zdecydowanie to za mało, aby zobaczyć wszystko, ale wystarczająco by poczuć klimat miasta i przejechać się tramwajem po najważniejszych punktach. Tak naprawdę to sam mały, zabytkowy tramwaj jest jedną z największych atrakcji Lizbony!
Nocowaliśmy w Hostelu 15, tuż przy stacji metra Intendente, w bardzo dobrej lokalizacji do pieszego zwiedzania miasta. Zwiedzanie rozpoczęliśmy już o 8 mej rano, ale nie był to duży problem, bo wg polskiego czasu była już 9tą, a my przylecieliśmy poprzedniego wieczora, więc jeszcze na lokalny czas nie byliśmy przestawieni. Plan trasy mieliśmy z góry opracowany, tak by przejść przez najciekawsze, aczkolwiek nie do końca oczywiste, atrakcje miasta w dzielnicy Baixa, potem wsiąść w tramwaj, podjechać do Belem i na końcu przejechać się zabytkowym tramwajem 28 po Alfamie.

Igreja de São Domingos Jako, że było to koniec stycznia, zbyt ciepło nie było. Rano około 8C, ale w ciągu dnia temperatura wzrosła do 14C. Za to cały czas świeciło ostro słoneczko więc spacer rozgrzał nas dość szybko. Zaczęliśmy od XIII - wiecznego, spalonego w 1995 roku Kościoła Dominikanów (Igreja de São Domingos). Był to jedyny kościół na naszej liście. Zaintrygowała nas idea pozostawienia wnętrze kościoła w stanie takim, jak po pożarze sprzed ponad 70 lat. Rzeczywiście kościół robi wrażenie, jest bardzo mroczny, mimo, że kamienne ściany zostały oczyszczone z sadzy. Są tylko nieliczne miejsca, gdzie można zobaczyć ściany w oryginalnym stanie. Świątynia jest wciąż czynna (odbywają się tam msze), ołtarz niczym nie różni się od tych w innych kościołach, jedynie po bliższym przyjrzeniu się ścianom widać, że coś tutaj jest nie tak.

Mural Fado Vadio Spod kościoła w kilka minut dojść można do słynnego muralu Fado Vadio. Oczywiście idąc na przemian to z górki to pod górkę, jak to standardowo w Lizbonie - tutaj zbyt wiele tras po płaskim nie ma się co spodziewać! Warto wypatrywać schodów, które bardzo często łączą położone na różnych poziomach uliczki.
Mural, który schowany jest przy schodach, między wąskimi kamieniczkami, nie jest zbyt często odwiedzany o poranku. Byliśmy sami, było cicho i można było na spokojnie przyglądać się szczegółom graffiti, pokazujących to co najbardziej typowe dla Portugalii czyli muzykę fado, podróże oraz uczty zakrapiane winem.

Elevador de Santa JustaElevador de Santa Justa Stąd mieliśmy już tylko 600 metrów do kolejnego, bardzo obleganego zazwyczaj miejsca, czyli jedynej pionowej windy w Lizbonie: Elevador de Santa Justa. Zakładałam, że windę obejrzymy z dołu, a potem pójdziemy na górę i znów ją obejrzymy. Nie chcieliśmy stać w ogromnej kolejce do wjazdu, szeroko opisywanej na forach internetowych. A tutaj czekała nas niespodzianka. Jako, że byliśmy chyba w najniższym możliwym sezonie, czyli w styczniu i do tego było dopiero po 9 tej rano, kolejka była malutka i udało nam się załapać od razu na drugi wjazd. I do tego przejazd był wliczony w nasz 24 godzinny bilet na transport w Lizbonie.
Jako, że jest to zabytek z 1900 roku, mimo, że duża, wyłożona wewnątrz drewnianą boazerią wina może pomieścić 24 osoby, za jednym razem wjeżdża tylko 12 osób. Żelazną konstrukcję windy najlepiej podziwiać z dołu, przed wjazdem, bowiem okratowany wagonik nie ma okien.

Widok na dzielnicę BaixaWidok na dzielnicę Baixa Po krótkiej przejażdżce znajdujemy się już w dzielnicy Chiado, a po wyjściu z windy można od razy podziwiać widoki na zostawiona poniżej dzielnicę Baixa. Platforma widokowa jest czynna dopiero od 10tej, ale nawet bez niej, piętro niżej tez pięknie miasto widać, tylko zza okratowane platformy, gdzie wysiada się z windy.

Café A BrasileiraCafé A Brasileira Jako, że było na po drodze do kolejnej windy, skupiliśmy się na szybką kawkę w jednej z najstarszych kawiarni w Lizbonie - Café A Brasileira. Tutaj już od rana było sporo turystów, a ceny kilka razy wyższe niż w innych kawiarniach. Kawa w sumie dobra, ale to wnętrze naprawdę robi wrażenie. Warto tu się na chwilkę zatrzymać, wejść i popodziwiać ten piękny lokal, chociaż na drugi raz kawkę bym już w innym miejscu kupiła.

Elevador da Bica Kilka minut na pieszo i mamy kolejną, przepiękną windę Elevador da Bica , tym razem poziomą, łączącą Rua de São Paulo i Largo do Calhariz. My przychodzimy od góry, mając przed sobą panoramę miasta w kierunku oceanu. Mała winda, cała w graffiti, czeka na końcu trasy. Nie za bardzo można się zorientować, kiedy taka winda odjeżdża, więc wszyscy czekają, niektórzy w środku, ale większość na zewnątrz, bo to właśnie z zewnątrz można zrobić najciekawsze ujęcia.

Elevador da BicaElevador da Bica Windy są dwie, jedna czeka u góry, druga na dole. Tor windy jest jeden , a a mniej więcej w połowie ulicy Rua da Bica windy mają mijankę. I to jest to najciekawsze miejsce! Potem winda ostro zjeżdża w dół, a turyści obserwujący ją z zewnątrz, boczną uliczką schodzą w kierunku wybrzeża. To miejsce to kwintesencja Lizbony i warto tam się pokręcić o poranku, poobserwować lokalne życie, szczególnie poza sezonem, gdy wąska, urokliwa uliczka nie jest jeszcze obstawiona turystami.

Pink Street Nie mieliśmy już czasu, by odwiedzić pobliski Mercado da Ribeira, bo trzeba było ruszać w kierunku Belem. Ostatnim punktem przed tramwajem była tzw. Pink Street, czyli różowa uliczka (Rua Nova Carvalho ,znajdująca się niedaleko dworca Cais Sodre. Miejsce dosłownie do zobaczenia w pięć minut i tylko warte uwagi w godzinach porannych (przed 10tą), gdy można zrobić ciekawe zdjęcia pustej uliczki, z różowych asfaltem i rozwieszonymi nad nią kolorowymi parasolkami.

Szybki wypad do Belem

Klasztor Hieronimitów Nowoczesny, niskopodłogowy tramwaj nr 15 zabiera nas do Belem. Jedynym biletowanym zabytkiem zaplanowanym na ten dzień jest niesamowity Klasztor Hieronimitów, z XVI wieku, z wpisanymi na listę UNESCO niezwykle ozdobnymi, kamiennymi krużgankami w stylu manuelińskim. Wstęp dla osób powyżej 12 roku życia to 10 euro. Bilety można kupić wcześniej online, ale przy kupnie w ostatniej chwili, np. dzień wcześniej, cena może być już o 1 euro wyższa. My nie wiedzieliśmy jak nam się dzień ułoży więc biletów nie zamawialiśmy. Druga opcja to kupno w muzeum przy klasztorze, albo kupno z kodu kreskowego, umieszczonego na plakatach, przy kolejce do wejścia. Kolejka wydaje się spora, ale tak naprawdę idzie bardzo szybko, bo wszyscy mają już zakupione bilety, które tylko skanowane są przed wejściem. Po prawej stronie znajduje się druga kolejka, do Kościoła, tam wchodzi się za darmo, strażnik tylko odlicza ilość osób, które mogą wejść za jednym razem.

Klasztor HieronimitówKlasztor Hieronimitów Zarówno krużganki, jak i kościół warto zobaczyć, nawet jakby to miało być jedyne miejsce odwiedzane w Lizbonie. Na zwiedzanie samych krużganków powinno starczyć około 30 minut, bo to tylko dwie kondygnacje i kilka dodatkowych pomieszczeń. Tak naprawdę większość czasu spędza się tu na kontemplowaniu niezwykle bogatych zdobień kamiennych łuków.

Pasteis de Belem. Tylko 100 metrów dzieli klasztor od Pasteis de Belem. To obowiązkowy punkt wizyty, jako że nie tylko kupić tu można ponoć najlepsze portugalskie babeczki z kremem pasteis de nata, ale też warto obejrzeć zabytkowe wnętrze tej kawiarni. Nas nas niestety koło południa czekała już ogromna kolejka, gdzie do końca nie było wiadomo za czym się stoi - za stolikiem czy za zakupami ciastek na wynos! Kolejka w sumie jest zawsze ale o różnych porach dnia ewoluuje, zmienia kierunki i objawia się w jednym, bądź kompletnie innym, z kilku drzwi wejściowych. Najważniejsze, że zestaw 6 ciastek, zgrabnie zapakowanych w kartonową tubę udało się dostać. Zjedliśmy je od razu, jeszcze ciepłe, w pobliskim parku, w drodze do pomnika odkrywców.

Torre de BelémPadrão dos Descobrimentos Padrão dos Descobrimentos to kolejny symbol Lizbony. Znajduje się na wybrzeżu, po drugiej stronie ruchliwej Avenidy da India. Na samym szczycie pomnika króluje Henryk Żeglarz, a dalej znajdują się postaci słynnych portugalskich podróżników, odkrywców, kronikarzy podróżnych, nawigatorów i misjonarzy. Ci najbardziej znani to oczywiście Vasco da Gama i Magellan.
A my w niedzielne południe pogodę mamy piękną, tylko czas na zwiedzanie powoli nam się kończy, więc jeszcze szybko wzdłuż wybrzeża pędzimy zobaczyć z zewnątrz XVI-to wieczną Torre de Belém . Niestety od niedawna nie ma już łączonych, znacznie tańszych biletów na wstęp do wieży i do klasztoru i za sama, niewielką wieżę trzeba zapłacić aż 9 euro! My sobie odpuszczamy, zadowalając się obfotografowaniem wieży z zewnątrz.

Przejażdżka tramwajem 28Przejażdżka tramwajem 28 Dalej plan był prosty - wrócić szybko tramwajem na Alfamę, potem przesiadka na tramwaj 28 i może krótki spacer po centrum. Z tego planu niewiele wyszło, bo nasz tramwaj 15 zamiast do miasta…zawiózł nas z powrotem pod klasztor i zakończył kurs! Przesiedliśmy się więc wraz z tłumem turystów na autobus, a ten, gdy już w końcu przyjechał, utknął w ogromnym korku! Okazało się, że całe nabrzeże Lizbony jest sparaliżowane strajkiem, który właśnie tuż po południu miał się zacząć. Ciągnęły nań tłumy ludzi, a nasz autobus jakoś, nieco zmodyfikowaną trasą, próbował dostać się do dworca Cais Sodre. ! Teraz to już nam tylko pozostało łapać tramwaj 28 i jechać bezpośrednio do hotelu po bagaże, bo na spacer po centrum już czasu nie było.

Przejażdżka tramwajem 28Przejażdżka tramwajem 28Na szczęście tramwaj przyjechał, oczywiście bardzo zatłoczony turystami, ale jakoś udało nam się wcisnąć. Warto się wciskać bo największy tłok jest zazwyczaj na początku, a w środku już nie jest tak źle. W centrum dużo ludzi wysiada i wsiada na niemalże każdym przystanku, także nawet jest szansa upolować miejsce siedzące.
A sama jazda tym zabytkowym, drewnianym tramwajem to jedna z ciekawszym form zwiedzania centrum. Widzieliśmy katedrę, panteon, a nawet jeden z punktów widokowych. Wszystko z okien tramwaju! Czasami skład przejeżdżał tak blisko starych kamienic, że można było dotknąć kafelków ręką, wychylając się przez okno. Po około 25 minutach dojechaliśmy pod nasz Hostel 15, gdzie tramwaj również miał przystanek. Stąd pozostało nam już tylko metro z jedną przesiadką na lotnisko i tak skończyła się nasza pierwsza, sześciogodzinna przygoda z Lizboną.