Tranzytem przez słowackie zamczyska

Trenczyn Muszę przyznać, że ostatnimi czasy Słowację traktowaliśmy trochę po macoszemu, jako tranzyt blisko Polski. Jak jedzie się dalej, po prostu tam się nie zatrzymuje. Tym razem jednak było inaczej. Jako, że startowaliśmy z południa Polski, a kolejnym przystankiem były Węgry, nie trzeba się było aż tak spieszyć z tym tranzytowym przejazdem. Okazało się, że na naszej trasie wzdłuż granicy austriackiej znajduje się kilkanaście mniej lub bardziej odrestaurowanych gotyckich zamków lub ruin. Aż trudno było wybrać ten najpiękniejszy na przerwę w podróży! Skończyło się na dwóch, kompletnie innych ale równie urokliwych.

TrenczynZaczęliśmy od Trenczyna, małego miasteczka z przepiękna Starówką, nad którą góruje Trenciansky hrad. Spacerkiem, wąskimi uliczkami dotrzeć można na zamkowe wzgórza z samego centrum. A po drodze, już wzdłuż murów zamkowych niesamowite widoki nie tylko na Starówkę, ale też na całą okolicę. Wstęp do zamku jest płatny, ale my nie mieliśmy ochoty na zwiedzanie muzealnych wnętrz więc tylko obejrzeliśmy go z zewnątrz i ruszyliśmy do drugiego zamku, niecałe 20 kilometrów dalej.

Takiego zamczyska idealnie na trasie nie można było odpuścić

Beckov Zamek Beckov znajduje się w małej miejscowości o tej samej nazwie. Jest to potężna ruina, przepięknie umieszczona na wysokiej skale. Już z drogi dojazdowej robi ogromne wrażenie. Tutaj, w przeciwieństwie do Trenczyna nie ma ładnej Starówki, właściwe oprócz zamku nie ma nic ciekawego w starej części miejscowości. Może jedynie na uwagę zasługuje niewielka kawiarnia – lodziarnia, gdzie po zwiedzaniu można wstąpić na pyszny puchar lodowy.

BeckovBeckovA samego zamku ominąć nie można! Tutaj już zdecydowaliśmy się na wejście do środka zakupując bilet rodzinny za 16 euro (oj niestety wstępu na Słowacji są dość kosztowne więc dobrze warto się zastanowić, gdzie warto bilety kupować, a gdzie wystarczy pooglądać z zewnątrz). Dodatkową atrakcją, która czekała na nas w środku był mini festyn średniowieczny z przedstawieniem dla dzieci.

BeckovNasz syn, kompletnie nie znając słowackiego, od razu się do występów zgłosił i tak został szlachcicem z Polski biorącym udział w pojedynkach ze Słowakami. Jako szlachcic musiał również posiadać konia i tak na występ załapał się tatuś!
Jednak najważniejsze było dokładne obejście wszystkich zamkowych zakamarów, a było tego całkiem sporo, łącznie z ogromnym, drewnianym smokiem, czekającym na najniższym poziomie zamku.