Alternatywny dojazd do Serbii przez Rumunię

Nocleg w Serbii niedaleko kościółka na wzgórzu Do Serbii wjechaliśmy tym razem nietypowo, bo przez zachodnią Rumunię. Wybraliśmy mała granicę w miejscowości Moravite, tak by od razu znaleźć się w środkowej Serbii. Ominęliśmy główne przejście w Roszke, gdzie niemal zawsze stoi się w ogromnej kolejce. Północną i środkową Serbię zwiedziliśmy już kilka lat wcześniej więc teraz pojechaliśmy krótszą i bardziej lokalną trasą przez Rumunię. Na granicy wieczorem czekaliśmy może 20 minut, a po stronie serbskiej od razu pojechaliśmy na nocleg w okolice punktu widokowego pod cerkwią.

Promem przez Dunaj Granica serbsko - rumuńska na sporym zachodnim odcinku wiedzie Dunajem. To tutaj można spotkać ciekawe zamczyska. Największy z nich to Golubac, średniowieczna warownia, tuż nad samym brzegiem Dunaju. Próbowaliśmy ja już zwiedzić kilka lat wcześniej, ale wtedy dotarliśmy w poniedziałek, kiedy to serbskie muzea są nieczynne. Tym razem dzięki przejazdowi przez Vrsac oraz przeprawie promowej w maleńkiej Palance w kierunku Ram (też mały zamek fajnie wyglądający z perspektywy promu)/ Veliko Gradiste. Golubac stanął ponownie na naszej trasie na południe Serbii. Uwaga! przeprawa promowa znajduje się jedna ulice wcześniej niż pokazane na mapie, a prom pływa raz na dwie godziny od 9.30. Płaci się tylko gotówką i to niemało, bo za auto terenowe aż 1600 dinarów czyli około 65 zł. Prom fajny, bo plany z boku przez przyczepioną do niego łódź motorową.

Zamek GolubacZamek Golubac Zamek Golubac jest przepiękny, nawet jeśli o poranku zasnuty jest nieco nisko wiszącymi chmurami. Nam te chmury się rozpierzchły koło południa i wyszło piękne słońce. Bilety do zamku sprzedawane są nietypowo, bo można kupić albo trasę standardową, albo, jak się jest dorosłym, to jedną z trzech tzw. tras ekstremalnych.

Zamek GolubacZamek Golubac Te dodatkowe trasy uwzględniające mini wspinaczkę po skałach na terenie twierdzy, by dostać się do wyżej położonych wież. Trasy są zabezpieczone metalowymi barierkami, ale rzeczywiście ostro idą pod górkę. Najłatwiejsza z nich jest w sumie do pokonania dla każdego bez lęku wysokości. Trzeba tylko mieć pełne buty i turystyczny ubiór, bo ponoć tego pilnują. <\br>My jako ekipa z dziećmi musieliśmy zadowolić się trzema niżej położonymi basztami. Nawet na tę trasę podstawową naprawdę warto, bo widoki na Dunaj są niesamowite.

Fortyfikacje miejskie i kościelne

Fortyfikacje w SmeredevieFortyfikacje w Smeredevie Opis twierdzy w Smederevie znalazłam przypadkiem szukając ciekawych miejsc w Serbii. Aż się dziwie, że nie jest bardziej rozreklamowane, bo wg mnie potężne mury z 25 strażnikami same w sobie stanowią dużą atrakcję. Nie należy się zrażać tym co się widzi z głównej drogi, bo tam akurat stoją te najbardziej zniszczone wybuchem w trakcie ii wojny światowej wieże. Główne wejście znajduje się z boku, idąc wzdłuż rzeki. Nie jest to typowy zabytek, bo całe wnętrze twierdzy zostało zaadoptowane na potrzeby sportowo - kulturalne. Jest profesjonalna bieżnia, są stragany, używane w trakcie jarmarków i jest bardzo dużo zielonej trawki, gdzie wypoczywają miejscowi. Wejście na ten teren jest darmowe, płaci się tylko za niewielki fragment, gdzie można wspiąć się na jedną z baszt i obejść kawałek murów. Widoki na Dunaj znów przepiękne.

Ufortyfikowany klasztor ManasijaUfortyfikowany klasztor Manasija Jadąc w kierunku granicy macedońskiej staraliśmy za bardzo nie zjeżdżać się z głównej trasy, ale tego dnia zrobiliśmy jeszcze jedno odstępstwo. Znów przez fortyfikacje, ale innego rodzaju. Manasija to ufortyfikowany monastyr, niedaleko Jagodiny. Z zewnątrz samego klasztoru w ogóle nie widać, są tylko potężne mury, bardziej przypominające zamek. Sam kościół jest z XVw i ma kilka starych malowideł, jednak największe wrażenie robią oczywiście otaczające go mury. Niestety wejście na mury chwilowo było niedostępne.

Lokalne termy w kolorze różowym

Różowe jeziorko Banja PačirRóżowe jeziorko Banja PačirAż się dziwię, że nie natrafiliśmy na to miejsce przy pierwszym naszym pobycie w Serbii. Banja Pačir to naturalne, różowe jeziorko przy granicy serbsko - węgierskiej. Wyrosły na około niego małe termy, zbudowane przez lokalną, wiejską społeczność. Na wypoczynku po pracy lub w weekendy spotkać tam można głównie miejscowych i nielicznych turystów. Największe wrażenie oczywiście robi główne jeziorko zewnętrzne, które przy oświetlającym je słońca przybiera kolor ciemno różowy. Do wody może wejść każdy. Jest to sztuczny zbiornik, niegłęboki i nie zasilany ciepłą wodą. Nagrzewa się od słońca. Kuracjusze głównie moczą się w nim, trwając bez ruchu.

Różowe jeziorko Banja Pačir Dodatkowo, w niewielkim pawilonie znajdują się dwa spore baseny termalne z przyjemnie ciepłą wodą. Są tam też prysznice i przebieralnie. Miejsce to bardzo nam się spodobało ale za długo z dziećmi się tam nie posiedzi, bo nie ma zwykłego basenu kąpielowego. Nam starczyło około półtorej godzinki na sesję fotograficzną w różowym jeziorku i wygrzanie się w ciepłych basenach w środku. Byliśmy pod koniec sierpnia, kiedy temperatury nie były już aż tak wysokie o poranku, wiec ta część wewnętrzna bardzo się przydała. Fajne miejsce na przygraniczny postój, tylko trzeba też pamiętać, że źródła zamykają się nawet z sezonie dość wcześnie, bo o 19tej, a otwierają o 10tej rano.