W poszukiwaniu idealnego kadru...

Punkt widokowy na Navagio BayPodczas zeszłorocznego wyjazdu do Grecji dzieciom bardzo podobał się pobyt na wyspie Thassos. Tym razem więc też zażądały wyspy, obojętnie jakiej! Motywy tej miłości do wysp nie są mi do końca znane, ale oczywiście wyspę na naszej trasie bez problemu znalazłam. Zakynthos nigdy nie leżał bezpośrednio w naszych planach podróżniczych jako że jest to mała, typowo wycieczkowa wyspa, z tygodniowym pobytem all inclusive. Jednak, gdy okazało się, że wyspa ta leży tylko około 50 km droga morską (promem) od zachodniego Peloponezu, zaczęłam brać ją pod uwagę. Szalę przeważył jeden argument, a tak naprawdę jedno zdjęcie, które zapragnęłam zrobić właśnie na tej wyspie. Chodzi oczywiście o Navagio Bay, zatokę, z pięknym, białym piaseczkiem i błękitną wodą, otoczona ogromnymi, również białymi, skałami. To miejsce bardzo często zdobi foldery biur podróży reklamując jakiegokolwiek rodzaju zorganizowany wyjazd do Grecji.

Autem na Zakynthos! My postanowiliśmy tam dotrzeć autem, a raczej dopłynąć promem startującym z małego, peloponeskiego portu Kyllyni. Rejsów dziennie jest kilka, ale w sezonie lepiej kupić bilety przynajmniej jeden dzień przed wyjazdem w porcie lub jeszcze wcześniej online, bo na najpopularniejsze godziny poranne bilety potrafią się szybko kończyć. Od razu też warto kupić bilet powrotny, na który poza sezonem letnim jest dość duża zniżka. A mały wydatek to nie jest - my za rodzinę z 2 dzieci oraz auto osobowe zapłaciliśmy w dwie strony około 160 euro. Co ciekawe, bilety można w dowolnym momencie, bez opłat wymienić w portowej kasie na inny termin, pod warunkiem, że będą jeszcze miejsca.
Po całkiem długich negocjacjach, zdecydowaliśmy się na dwudniowy pobyt, z jednym noclegiem na wyspie. Początkowo miały być dwie noce ale stwierdziliśmy, że to za długo i szkoda czasu i rzeczywiście mieliśmy rację. Dwa prawie pełne dni z przyjazdem rano - przed 10 tą i wyjazdem o 17tej kolejnego dnia w zupełności nam wystarczyły by zobaczyć najpiękniejsze plaże, odstać w kolejce do punktu widokowego na Navagio Bay oraz lekko zmęczyć się dość sporym ruchem turystycznym.

Punkt widokowy na Navagio Bay Po pobycie na nieco pustawym Peloponezie, gdzie bez problemu można było znaleźć jakąś plażę lub jej duży fragment tylko dla siebie, Zakynthos wydał nam się bardzo zatłoczony. Nic dziwnego bo w końcu byliśmy tam w sierpniu, w środku sezonu turystycznego. Mimo, że ominęliśmy wschodnią część wyspy, gdzie znajdują się wszystkie sieciowe hotele, zachodnie plaże również były w ciągu dnia zatłoczone. Bardzo dużo turystów przyjechało na nie ze wschodu quadami lub małymi autami. Tak naprawdę komfortowo było tylko o poranku, tak do 11 tej i tuż przed zachodem słońca czyli od 16 tej.
Największe rozczarowanie przeżyłam przy zjeździe na punkt widokowy nad Navagio Bay. W ciągu dnia było tak tłoczno, że już na zjeździe z głównej drogi na węższą w kierunku parkingu służby porządkowe zatrzymywały auta na poboczu i trzeba było czekać, aż zwolni się jakieś miejsce 2 km dalej. Co więcej, powiedziano nam, że dopiero jak dojedziemy to czeka nas około 3 godzin stania w kolejce do małej platformy widokowej! Brzmiało to strasznie i od razu pojechaliśmy na zwiedzanie dalszych plaż, planując powrót na punkt widokowy w okolicach zachodu słońca, kiedy to większość turystów zorganizowanych powinna wracać już do swoich hoteli na kolację.

Na malutkim punkcie widokowymNa malutkim punkcie widokowym I rzeczywiście tak było - około 19 tej na parking można było zjechać bez problemu i znaleźć pojedyncze miejsca. Droga zjazdowa jest w miarę szeroka, ale przy mijankach z większym autem lub busikiem, a nawet kamperem, może być ciasno, szczególnie że przed wieczorem znacznie większy ruch jest w górę, więc mijanek może być sporo.
Niestety na miejscu wciąż czekała nas kolejka do mini punktu widokowego. Wysunięta ponad brzeg skarpy platforma, z której widać zatokę i plażę ma okolo 1,5 m szerokości i tylko 2-3 metry długości. Co więcej, plażę z platformy widać tylko na samej jej końcówce, tuż przy płotku. Ludzie więc grzecznie stoją i czekają na swoja minutkę na końcu platformy. Kolejka posuwa się bardzo wolno, bo każdy musi zrobić co najmniej 10 selfie! My staliśmy około 40-50 minut, głównie ze względu na dzieci - chcieliśmy żeby one zobaczyli jak pięknie to miejsce wygląda z góry, oświetlone zachodzącym słońcem.

Punkt widokowy na Navagio Bay Sami na chwilę poszliśmy na szeroko opisywane w internecie nieoficjalne punkty widokowe, czyli na skarpę na prawo od platformy. Nie wiem jak wygląda dostępność tego miejsca za dnia i czy ktoś pilnuje wejścia na skarpę przez dużą dziurę w płocie. Ścieżka jest doskonale widoczna i wieczorem spacerowały tam tłumy ludzi!
Nie polecam jednak tego miejsca dla rodzin z dziećmi, bo tam już nie ma kompletnie żadnych zabezpieczeń, a co drugi turysta próbuje dojść na sam skraj urwiska żeby jak najlepiej zatokę zobaczyć! I rzeczywiście widok stamtąd jest nawet lepszy niż z samej platformy, ale naprawdę trzeba być ostrożnym i nie mieć lęku wysokości. Największym zagrożeniem jest tłum podążających tą nieoficjalną trasa turystów. Ścieżki przy samym brzegu skarpy są wąskie, a każdy zdeterminowany turysta chce znaleźć najlepszy punkt widokowy na zatokę!

Mimo wszystko uważam, że widok jest na tyle wspaniały, że warto trochę pocierpieć w tłumie i się powysilać, by to miejsce zobaczyć. Naprawdę robi wrażenie! W tym całym szaleństwie mieliśmy też trochę szczęścia, bo tego dnia zabronione były wycieczki statkami na białą plaże z wrakiem. Prawdopodobnie z powodu wiatru i dużych fal oraz niskiego poziomu wody w zatoce. Dzięki temu kompletnie pusta plaża widziana z góry wyglądała bajkowo.

Płyniemy do zatoki Navagio BayPłyniemy do zatoki Navagio Bay Kolejnego dnia statki już mogły pływać, więc postanowiliśmy wykupić 90 minutową wycieczkę do tejże zatoki. Startowaliśmy z bardzo przyjemnego miejsca, najdalej na pn zachód wysuniętego punktu Skinari, gdzie rządzi rodzina Potamitis. Oferują oni wycieczki do błękitnych grot (10 euro dorosły 5 euro dziecko) oraz do zatoki Navagio (20 euro dorosły, 10 euro dziecko).
Nie mogę powiedzieć, że ta wycieczka statkiem była najlepszą inwestycją, ale rejs po pobliskich grotach, mniejszą łódką zdecydowanie polecam. Do zatoki stateczkiem płynie się tylko około 15-20 minut i sam rejs jest bardzo fajny - trasa wiedzie wzdłuż zachodniego, bardzo skalistego i malowniczego wybrzeża. Mniej ciekawie robi się niestety w momencie wpłynięcia do otoczonej skałami zatoki Navagio.

Wrak "pirackiego" statku w Navagio Bay Zdawaliśmy sobie sprawę, że w okolicach godziny 11 tej będzie tam sporo turystów, ale to co zobaczyliśmy przeszło wszelkie nasze wyobrażenia! Plaży niemalże nie było widać, bo koczowali na niej turyści z dwóch ogromnych, kilkupiętrowych wycieczkowców oraz dodatkowo kilku mniejszych stateczków. Z daleka wyglądało to jak kolorowy plan filmowy indyjskiego Bollywood! I w tym miejscu mieliśmy spędzić aż godzinę. Na szczęście wielkie statki akurat zbierały się do odpłynięcia i nim przypłynęły kolejne była chwila nieco większego spokoju w nieco mniejszym, ale wciąż tłumie ludzi.

Kąpiel w Zatoce NavagioKąpiel w Zatoce Navagio Najbardziej uciążliwe było to, że każdy statek musiał popłynąć aż do samego brzegu by wysadzić, a potem odebrać swoich pasażerów. Trudno więc było znaleźć miejsce do kąpieli w tych rzeczywiście niezwykle błękitnych, mydlanych wodach. Fale były dość duże i szybko robiło się bardzo głęboko. Obeszliśmy ogromny wrak, posiedzieliśmy trochę w wodzie i jakoś jednak w miarę szybko nam ta godzina minęła, a dzieci jak to dzieci były zachwycone błękitem wody i możliwością kąpieli.
Drugi raz bym raczej wybrała wycieczkę statkiem do jakiejkolwiek innej, niedostępnej od strony lądu malowniczej plaży, chociaż tak naprawdę nie wiem, czy takie rejsy istnieją, bo cały ruch turystyczny skoncentrowany jest tylko na Navagio Bay.

Objazdówka po najpiękniejszych plażach wyspy i samotny nocleg pod skałami

Wycieczka do Błękitnych GrotWycieczka do Błękitnych GrotO wiele bardziej podobała nam się wycieczka do Błękitnych Grot, które znajdują się na przylądku Skinari . Popłynęliśmy tam mała łódka ze szklanym dnem, w pierwszym dniu, kiedy rejsy do Navagio się nie odbywały. Jaskinie znajdują się tuż obok skał i terenu zarządzanego przez rodzinę Potamitis. Do niektórych grot można dopłynąć samemu, schodząc po długich schodach koło restauracji i wskakując do wody wprost z drabinki. Warto zabrać maskę i rurkę, bo spotkać tam można sporo kolorowych rybek. Wybierając rejs mniejszą łódką wpływa się do grot, gdzie bardzo ładnie widać niebieską wodę o różnych odcieniach. Przy jednej z jaskiń łódź się zatrzymuje i można wyskoczyć i chwilę popływać. Była to bardzo przyjemna wycieczka!

W drodze na plażę Korakonisi Jeśli chodzi o plaże na Zakynthosie to rzeczywiscie jest kilka bardzo ciekawych, ale, co nas zdziwiło, woda jest o wiele zimniejsza niż na Peloponezie! Do każdej plaży trzeba zjechać z głównej drogi i całkiem spory kawałek pojechac wąską, asfaltówka w dół, a potem znaleźć (z trudem) jakieś miejsce parkingowe. Nam najbardziej spodobała się Korakonisi , kompletnie inna od pozostałych plaż. Tak naprawdę to w tym miejscu nie ma w ogóle plaży, tylko zejście szutrową ścieżką, a na końcu skalną ścieżką do małej zatoczki, gdzie wskoczyć można do głębokiej wody. To co niezwykłe, to właśnie ta głębia i kamienny wąwóz jakim się płynie, odkrywając kolorowe rybki. Można też powspinać się na pobliskie skały i obejrzeć malowniczy 20 metrowy skalny łuk nad otwartym morzem.

Porto Vromi Odwiedziliśmy też jedną z dwóch zatoczek Porto Vromi. Co ciekawe, między zatoczkami nie ma przejazdu i jeśli się chce zobaczyć obie trzeba wrócić aż do głównej drogi i zjechać kolejna, małą krętą dróżką w dół. Nasza zatoczka była całkiem ładna, ale trochę zatłoczona, bo plaża tam jest bardzo mała. Jest za to biały piaseczek i błękitno - zielona woda. My jednak stamtąd szybko uciekliśmy, bo woda była niezwykle zimna!
Najmniej z odwiedzanych plaż podobało nam się plaża, a raczej zatoczka z głęboką wodą i zejściem ze skał w Porto Limnionas . Tak dużo ludzi jak tam nigdzie nie widzieliśmy! Może dlatego, że przy parkingu działała spora restauracja. Nieco niżej, przy skalno - betonowym zejściu do wody, ledwo co udało się znaleźć miejsce na zostawienie ręcznika i butów. Samo wejście do wody nie jest tutaj łatwe, trzeba zsunąć się po śliskich kamieniach do wody, od razu na głębię. Znów zaskoczyła nas nas bardzo zimna woda i kompletny brak rybek.

Siarkowa Xigia Beach Ciekawą plażą jest Xigia Beach. Dojazd do niej był o wiele prostszy, niż do innych odwiedzonych przez nas plaż. Znajduje się ona dosłownie przy głównej drodze z stolicy Zakynthos na północny zachód. Już dojeżdżając do niej czuć charakterystyczny, zgniły zapach siarki, wypływającej gdzieś ze skał w okolicach plaży. W sumie plaże są dwie - my odwiedziliśmy tę z większym parkingiem i parasolkami, bo po prostu tam udało nam się znaleźć miejsce do zaparkowania na ulicy (nie na parkingu, bo on okazał się płatny - co jest rzadkością na wyspie!). Kamienista plaża nie jest duża i zazwyczaj będzie zatłoczona, ale przyjeżdża się tutaj po to, by wejść do tej niezwykle błękitnej wody i chwilę popływać w lekkich oparach siarki. Wbrew pozorem, miejsce całkiem przyjemne, na krótka wizytę.

W drodze na Filippoi Beach Na zakończenie kilka słów o naszym noclegu na wyspie - czyli kolejna plaża! Filippoi Beach wypatrzyliśmy najpierw na mapie, jako mały punkcik, na końcu bardzo długiej, bardzo krętej i stromej ścieżki na pn-zachodzie wyspy. Opis tego miejsca na nocleg 4x4 znalazłam również na iOverlander. Już sama droga była niezwykle widokowa i rzeczywiście chwilami bardzo stroma, ale na szczęście prawie do końca asfaltowa.

Samotny nocleg na Filippoi BeachNajwiększe zaskoczenie czekało nas na samym końcu - nasz asfalt urywał się dziko przy bardzo małej, skalnej plaży, a raczej placyku, otoczonym skałami. Ten ostatni zjazd z asfaltu na kamienie raczej był już tylko dla aut terenowych. Jak się później okazało osobówki na naszą odludną plażę też docierały, ale parkowały i karkołomnie zawracały jakieś 100 metrów wyżej, na ostatnim, stromym, aczkolwiek w miarę szerokim zakręcie.
Z zatoczki, po skałach można było wejść do wody. Niestety tego dnia fale od strony północnej były dość silne i nie zdecydowaliśmy się na kąpiel. Nawet kolejnego dnia rano nikt się nie kąpał, mimo, że kilka aut przyjechało obejrzeć to miejsce. My za to mieliśmy wspaniały nocleg, pojedynkę, przy szumie morza i niezapomnianych widokach. To była nasza własna zatoka piratów!