Od Red Fort, przez Jamma Masjid aż po Chandni Chowk

Nasza polsko - hinduska ekipa pod Gate of IndiaW centrum Old DelhiTo był mój pierwszy, służbowy wyjazd do Indii i to tylko na 7 dni, w tym weekend. Nie było więc za dużo czasu na zwiedzanie, ale udało się parę miejsc odświeżyć po 20 latach od ostatniego pobytu na północy Indii, a nawet zobaczyć coś nowego, o poranku, przed pracą - piękny kompleks Bara Imambara w Lucknow. Jako wydarzenie gratisowe potraktować też można obserwację próby generalnej przed finałem konkursu Miss Delhi, która odbywała się w naszym hotelu The Leela Ambience w Gurugram.
Do Delhi przylecieliśmy w sobotę rano, ale ponieważ był to lot klasą biznesową, byliśmy w miarę wyspani. Po krótkim pobycie w hotelu Radisson w New Delhi ruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Naszymi przewodnikami było dwóch moich kolegów z pracy - jeden z nich to rodowity mieszkaniec Delhi, a drugi mieszkający tutaj od kilkunastu lat. Ja tylko zasugerowałam miejsca, jakie bym chciała odwiedzić. Poruszaliśmy się autem, by jak najwięcej w ciągu kilku godzin zobaczyć.

Masala Chai gdzieś przy Connaught Place w DelhiNim zaczęliśmy spacer po Old Delhi, poranek rozpoczęliśmy od jednego z najbardziej charakterystycznych porannych rytuałów ulicznych, czyli od kubeczka aromatycznej, gorącej, gotowanej na małym palniczku hinduskiej masala chai. Ta gotowana w mleku z świeżymi przyprawami mocna herbata nie ma sobie równych. Ale spróbować jej właśnie trzeba na ulicy, nie w hotelu, a już na pewno nie z torebek ekspresowych.

Red Fort, Old DelhiRed Fort, Old Delhi Do Old Delhi dojeżdżamy około godziny 10 tej, więc są jeszcze miejsca parkingowe. Ogromny ruch na ulicach to największa zmora stolicy Indii. Sobotni poranek nie był jeszcze taki zły, za to jak korkują się ulice miasta przekonaliśmy się pod wieczór, kiedy to spędziliśmy 40 minut w korku, próbując przejechać jakieś 200 metrów do skrętu w prawo!

Red Fort, Old DelhiRed Fort, Old Delhi Zaczynamy od Red Fort , czyli pięknego, potężnego, czerwonego, ceglastego fortu. Tak naprawdę to właśnie te mury zewnętrzne robią największe wrażenie. Środek to ogromny park z kilkoma zabytkowymi budowlami, które w większości zwiedza się z zewnątrz, oglądając z daleka ich marmurowe, misternie rzeźbione wnętrza. Nasi koledzy wynajmują lokalnego przewodnika, bo sami za dużo o forcie nie wiedzą. Przewodnik też nie mówi wiele więcej niż Wikipedia i do tego ledwo da się zrozumieć jego hinduski angielski. Jako, że nie chcemy całego dnia spędzić w forcie, szybko pozbywamy się przewodnika i ruszamy na ulice Starego Delhi.

Pani puri czyli drugie śniadanie na ulicy Ale nim pójdziemy dalej, czas na pierwszy, lokalny posiłek, na ulicy, tuż koło fortu. Zajadamy się małymi kuleczkami pani puri z ostrym sosem. Próbujemy tylko niewielkie ilości, bo w końcu to nasz pierwszy dzień w Indiach i trzeba uważać na lokalne smakołyki.
Stąd myśleliśmy, że pójdziemy już na pieszo w kierunku meczetu i Chandni Chowk, ale z lokalsami tak się nie da! Jak to chodzić na pieszo po Delhi - tutaj wszyscy czymś jeżdżą! Nasza hinduska ekipa zorganizowała dla nas więc lokalny transport. Jako, że była nas czwórka, zamiast tradycyjnego tuktuka, wynajęli tzw. e-rikszę, czyli nieco większy pojazd elektryczny. Ponoć to nowość w Delhi. Lepsze to, niż poruszanie się po centrum naszym autem i szukanie miejsc parkingowych.

Jama Masjid czyli Meczet Piątkowy Bardzo chciałam zobaczyć Meczet Piątkowy czyli Jama Masjid . Trochę mnie jednak to miejsce rozczarowało. Może dlatego, że główny budynek jest pokryty rusztowaniami. Jakoś nie mogłam się wczuć w klimat tego miejsca, które chyba obecnie stanowi bardziej atrakcję turystyczną niż miejsce kultu religijnego.

Chandni Chowk, Old DelhiChandni Chowk, Old Delhi Czas na pobliskie Chandni Chowk , czyli starą, usianą sklepikami i mini bazarami dzielnicę Delhi. Na szczęście tutaj już e-riksza wjechać nie mogła i udało nam się chociaż troszkę pochodzić na pieszo. Powrót oczywiście już był rikszą rowerową, bo nasi lokalsi byli bardzo zmęczeni po krótkiej wędrówce w tej zatłoczonej okolicy. A miejsce było super - stare, kolonialne, odrapana, ale wciąż w pełni używane budynki przy głównej drodze, a w bocznych, wąskich uliczkach same małe sklepiki i jadłodajnie. Panowie obiecali mi najlepszą nadziewaną parathę w mieście, więc zagłębiliśmy się w te małe uliczki, by znaleźć to miejsce. Rzeczywiście jedzenie super i do tego salted lassi w jednorazowych, glinianych kubeczkach.

Popołudniowy Qutab Minar i wieczorne Gate of India oraz Gurudwara Bangla Sahib

Qutab Minar, New DelhiQutab Minar, New Delhi Kolejne, bardzo znane miejsce, wpisane na listę UNESCO to znajdujący się w zupełnie innej, odległej części Nowego Delhi to Qutab Minar, czyli ogromny, 73 metrowy, zbudowany z czerwonego piaskowca minaret z XIII wieku. Tutaj również podziwiać możemy kunsztowne zdobienia..oraz wzbudzające nie mniejszy zachwyt małe, całkiem oswojone, szare, pasiaste wiewiórki.
Do tego jeszcze mamy niezwykłą, żelazną kolumnę, słynną z tego, że nie rdzewieje. Jej pochodzenie nie jest dokładnie znane.

Rajpath oraz Gate of IndiaRajpath oraz Gate of India W planach tego dnia mieliśmy jeszcze szybki wypad do Noidy by zobaczyć nowoczesną świątynię Akshardham, z pokazem świateł, ale niestety znów pokonały nas delijskie korki i nie było sensu przemieszczać się przy wzmożonym, wieczornym ruchu, na drugi koniec Delhi. Zdecydowaliśmy się więc dzień zakończyć spacerem przez Rajpath do Gate of India. Nie wiem, jak to miejsce wygląda w tygodniu, ale w sobotnie wieczór są tam prawdziwe tłumy! Panuje piknikowa atmosfera, wszędzie biegają dzieci, między nimi przeciskają się sprzedawcy balonów, baniek mydlanych i innych niezbędnych maluchom gadżetów. Dorośli przechadzają się, robią obowiązkowe zdjęcia pod piaskowym łukiem - pomnikiem i czekają na zachód słońca. Wtedy to Gate of India jest rozświetlana i to nie jednym kolorem! Kolory się co chwilę zmieniają, a nawet przybierają barwy indyjskiej flagi.

National War MemorialNational War Memorial My załapaliśmy się jeszcze na jedno wydarzenie na tyłach Gate of India, pod pomnikiem zwanym National War Memorial. Była to uroczystość pożegnania żołnierza, który zginął na polu walki. Honory przyjmowała matka żołnierza, oficjalnie składając wieniec pod pomnikiem. Towarzyszył temu tłum gapiów, kilku indyjskich oficjeli oraz reprezentacja indyjskiego wojska w galowych mundurach. Były przemowy i oficjalny przemarsz pod pomnikiem.

Gurudwara Bangla SahibGurudwara Bangla Sahib Po 40 minutowym postoju w wieczornym korku w centrum Delhi dotarliśmy pod ostatnią atrakcję dzisiejszego dnia - Sikhijską świątynie Gurudwara Bangla Sahib. Było już po zachodzie słońca, ale świątynia była pięknie oświetlona. Na jej teren mógł wejść każdy, niezależnie od wyznania, jedynie trzeba było przykryć głowę niewielką chustką i zdjąć buty. Nie było to aż takie proste zdanie, bo wieczorem, w połowie grudnia w Delhi temperatura spada do około 10C! I jak tu chodzić na boso po zimnych płytkach z kamienia?

Gurudwara Bangla SahibGurudwara Bangla Sahib Jakoś po wąskim dywaniku dotarliśmy do świątyni, w środku już było cieplej. Bardzo fajne i spokojne miejsce. Akurat jak weszliśmy zaczynały się modlitwy, ale że ludzi było sporo nie można było się zatrzymać na za długo tylko okrążyć ołtarz i wyjść z drugiej strony. Potem obowiązkowa przechadzka na około stawku, znów po dywanikach i na koniec mały, słodki posiłek przygotowywany przez lokalnych wolontariuszy. Była też święta woda, którą należało wypić, ale tę atrakcję sobie odpuściliśmy.