Z dwójką maluchów przez Japonię

Tysiące torii w Inari, Kioto Japonia to bardzo wygodny i przyjazny kraj dla podróżników z dziećmi. Niby to Azja, ale taka inna. Japońska kultura powoduje, że nikt nam się nie przygląda, nie zaczepia nas, nie chce zrobić kolejnej fotki z dziećmi. Po Chinach i Iranie to miła odmiana, bo dzieci bardzo szybko takie nadmierne i nachalne zainteresowanie zaczyna męczyć. A w Japonii jest odwrotnie. Wręcz czasami miałam wrażenie, że miejscowi traktują nas jak powietrze. Nie było w tym nic wrogiego czy nie miłego. Taka po prostu obowiązuje tam kultura w miejscach publicznych.
Zdarzały się oczywiście sytuacje, kiedy ktoś poprosił nas o wspólne zdjęcie (jeden raz!) lub zapytał czy może sfotografować Tymka czy Lilę. Były to zazwyczaj młode dziewczyny, nieco łamiące konwenanse. Raz czy dwa zapytano nas, po angielsku, czy potrzebujemy pomocy, kiedy zagubieni szukaliśmy peronu naszego pociągu czy wyjścia z dworca. I to na tyle.

Nasz gospodarz Susumu z synkiem KaitoZupełnie inny sposób traktowania spotykał nas w japońskich domach, w których gościliśmy dwa razy. Za każdym razem były to rodziny z małymi dziećmi, u których wynajmowaliśmy pokój przez serwis Airbnb. Zero barier, ogromna ciekawość innej kultury, kiepski angielski i duża chęć pomocy. Było bardzo miło i rodzinnie, włączając w to nawet wspólne wyjście do sento, czyli łaźni publicznej! Kontrasty w Japonii sa niesamowite.

Nocleg na futonach w Kioto Jeśli chodzi o noclegi, to nie wszędzie małe dzieci są przyjmowane, więc przy rezerwacji warto dodać, że podróżuje się z dzieckiem, nawet jak za takie dziecko się nie płaci. Szczególnie przy planach korzystania z ryokanów. My w ryokanach nie spaliśmy w ogóle, z dwóch powodów. Po pierwsze cena, o wiele wyższa niż tani hotel (który też nigdy naprawdę tani nie jest!), a po drugie dwójka małych dzieci taki ryokan mogłaby roznieść (np. wpadając i niszcząc te piękne, papierowe ściany i przesuwane drzwi! Przypadkiem , oczywiście!). A nawet jak bieganie dałoby sie opanować, co z głośnymi śmiechami i krzykami? Nie, nie tym razem, mniejszy stres w zwykłym hotelu, a przyjemności ryokanu lepiej kontemplować bez małoletniego towarzystwa!
Przy dwójce dzieci, nawet poniżej 6 roku życia (nasze miały 1,5 roku i 5,5 roku), szanse na pokój dwuosobowy bez dopłaty za starsze dziecko są nikłe. Oczywiście dziecko i tak musi mieć miejsce do spania, ale w tradycyjnym japońskim hotelu śpi się na futonach, materacach na ziemi, gdy ma się szczęście, to położonych na słomianych matach tatami, a tak bardziej współcześnie, to na wykładzinie lub panelach. Na dwóch spokojnie cała rodzina by się zmieściła. Przy jednym dziecku do lat 6 często opłata nie jest pobierana lub jest zmniejszana, przy dwójce, młodsze za darmo a starsze zazwyczaj coś płaci. My często braliśmy 3 futony, co zajmowało dosłownie cały pokój!

Pociągowe rozrywki Młodocianych turystów do Japonii najlepiej zabrać przed skończeniem 6 roku życia, bowiem do tego wieku niemalże wszystko dzieci mają za darmo! Najważniejsze to bezpłatny przejazd wszystkimi pociągami (czyli nie kupujemy dla nich JR Pass), bezpłatne przejazdy komunikacją miejską i bezpłatne wejścia do większości obiektów (muzea, świątynie,zamki itp.) Opłata może się pojawić w miejscach takich jak zoo czy oceanarium, ale i tak nie jest duża. Jest to ogromna oszczędność! W trakcie całego wyjazdu nikt nam paszportów nie sprawdzał, by potwierdzić wiek Lili. A Lila, jako 5,5 latka jest naprawdę wysoka i wygląda spokojnie na 7 lat. W Japonii jednak chyba nikt by nie wpadł na to by oszukiwać, więc skoro nie pokazywaliśmy nigdzie biletu na dziecko, Japończycy najwyraźniej wychodzili z założenia, że bilet nie jest potrzebny. A może nie wiedzieli jak o niego spytać!

Lila uczy się jeść pałeczkami Wyżywienie dla malucha w obcym kraju zawsze może stanowić wyzwanie! Dla Tymka wzięliśmy zupki w plastikach z Polski,mleko oraz kaszki, a Lila zaakceptowała zestawy bento (z kurczakiem) i również podjadała kaszki Tymka. Gorzej było ze śniadaniami, bo dzieci musiały się najpierw przekonać do ryżowych kanapek, ale na szczęście je pokochały! Hitem oczywiście były ciepłe i słodkie napoje z automatów.
Niewielki problem mieliśmy z pieluchami, bo jak nam się już skończyły zapasy, to w supermarketach nie mogliśmy znaleźć! Najlepiej pytać przy kasie, pokazując pieluchę, gdyż często ukryte są na dolnych półkach , a opakowania są dość małe. Na 10 kg dziecko były tylko paczuszki majteczek po 5 sztuk za około 3,5-4 USD. Najszybciej pieluchy można dostać w dużych aptekach.

Zwiedzanie Tokio może rodzinę wyczerpać! Co mnie najbardziej zaskoczyło, to ze w Japonii praktycznie nie ma placów zabaw. Chyba tylko dwa razy trafiliśmy na coś bardzo małego i w opłakanym stanie (zardzewiałe huśtawki!). Nawet w parkach, gdzie dość dużo mam z dziećmi spotykaliśmy, nie było żadnego porządnego miejsca do zabawy! Pozostają więc tylko oceanaria i ogrody zoologiczne. Alternatywa może być również onsen lub sento czyli łaźnie publiczne. Niestety nie jest łatwo znaleźć koedukacyjne (w kostiumach), więc rodzina musi się rozdzielić. Trzeba też sprawdzać, czy wpuszczają dzieci poniżej 3 roku życia, bo w części wstęp jest tylko dla tych odpieluchowanych. Ale jak już się uda, to zabawa jest świetna, szczególnie jeśli można wypłynąć w jesienny wieczór na dwór i pogrzać się rodzinnie w jakuzzi!

Japan Rail Pass oraz komunikacja publiczna

Shinkansen na dworcu TokyoJR Pass to podstawa dla turystów planujących jakiekolwiek przemieszczenie pomiędzy dużymi miastami. Kolej japońska jest bardzo droga, a dzięki karnetowi JR koleją państwową można podróżować za darmo przez określony na bilecie czas. Typów biletów jest wiele, na różne okresy czasu (7, 14 , 21 dni) i na różne rejony. Warto wcześniej przemyśleć trasę i zastanowić się czy na pewno jest potrzebny najdroższy karnet na cały kraj, czy może taki obowiązujący tylko w kilku najbliższych prefekturach. Jazdy Shinkansenem na pewno nie można sobie odpuścić, bo to zabawa sama w sobie, szczególnie jak obserwuje się różne typy pociągów, na różnych trasach. Każdy z nich ma trochę inny kształt i inną charakterystykę trasy.

Tablice informacyjne są zawsze w dwóch językach Pociągi lokalne mniej już różnią się od naszych, a czasami na krótszych trasach wyglądają dokładnie tak samo jak metro. Metro to główna forma komunikacji publicznej w dużych miastach. Po jednym czy dwóch pierwszych dniach lekkiej niepewności i zamieszania, da sie japońskie dworce opanować i nie ma problemu z trafieniem na przykład z metra na dworce JR czy oddzielne perony Shinkansenów. Wszędzie obowiązuje ta sama logika, tylko trzeba uważnie przyglądać się tabliczkom i opisom tras. Na szczęście cały transport jest zawsze opisany w dwóch językach: japońskich znaczkach oraz po angielsku.

W tokijskim metrze Dworce są ogromne i czasami można się pogubić albo nawet idąc w dobrym kierunku, spędzić w podziemiach kilkanaście minut nim się dojdzie do właściwego peronu lub właściwej części rozbudowanych dworców. Trzeba to brać pod uwagę i nigdy nie przychodzić w ostatniej chwili na pociąg, bo jest duża szansa, że się nie zdąży. My dodatkowo jeszcze zawsze szukaliśmy wind aby nie dźwigać wózka i bagaży. Windy są oznaczone, ale zazwyczaj znajdują się gdzieś na samym końcu peronu. Jak ma się szczęście, można trafić na schody ruchome.
W metrze jest bardzo cicho i poważnie. Rozmowy przez telefony komórkowe są zabronione, więc każdy, dosłownie każdy kto nie śpi, surfuje w internecie, albo gra, albo czyta, używając telefonu. Powszechne niegdyś czytanie papierowych książek w metrze, już teraz prawie nie istnieje. Do tego jest bardzo tłoczno a przy wejściu i wyjściu Japończyk ustąpi tylko tyle by następna osoba mogła się wcisnąć. Lepiej unikać godzin szczytu, czyli miedzy 7.30 a 9ta oraz od 17 do co najmniej 18 w dużych miastach, bo jest wtedy naprawdę ogromny tłok.

Japończycy grzecznie czekają w kolejce na przyjazd pociąguNe peronach dokładnie oznaczono gdzie należy się ustawić Mimo tłoku jednak nikt się nie pcha, bo wszędzie obowiązują kolejki! Najbardziej to widać w transporcie publicznym, od pociągów poczynając, przez metro, a kończąc na autobusach miejskich i tramwajach. Zazwyczaj wyznaczone są specjalne linie, formujące kolejkę przy każdych drzwiach wejściowych i Japończycy karnie, jeden za drugim się takich kolejkach ustawiają i w takiej kolejności do metra czy pociągu wsiadają. Nawet na pustym peronie - jeszcze przed przyjazdem - pociągu kolejka już stoi!

W miejskim autobusie Autobusy to środek transportu którego używa się tylko wtedy gdy nie ma w pobliżu metra. Są wolne, stoją w korkach, maja bardzo długie trasy i w większości poruszają się nimi emeryci. Cała przednia połowa autobusu przeznaczona jest właśnie dla osób starszych. Są wygodne siedzenia i dzwonki stopu przy każdym miejscu. Największym mankamentem jest jednak to, że wchodzi się przez drzwi na środku pojazdu, a wysiadać zawsze trzeba przodem. Przepychanie się z bagażami i wózkiem do przodu miedzy tymi wszystkimi staruszkami to nie lada wyzwanie! Z przodu płaci się za przejazd lub pokazuje bilet okresowy. Kierowca nie wdaje reszty, ale ma obok siebie maszynę, w której zawsze można rozmienić 1000 JPR na drobne monety. System płacenia za przejazd jest prosty, pod warunkiem, że wie się o tym, że przy wsiadaniu należy pobrać karteczkę z nr strefy w której się wsiadło. Na monitorze koło kierowcy wyświetlają się numery stref wsiadania i odpowiednio co przystanek lub co kilka przystanków zmienia się (zwiększa) kwota za wysiadanie w danym miejscu. Niby proste, ale najpierw trzeba to wszystko samemu przejść w praktyce, żeby zrozumieć!

Noclegi w dwóch zdaniach

Nasz apartament w OsaceZakwaterowanie to obok transportu, zdecydowanie najbardziej kosztochłonna część wyprawy. Właśnie ze względu na bardzo drogie noclegi zdecydowaliśmy się, rezerwując bilety lotnicze, tylko na 14 dniowy pobyt, a nie na troszkę dłuższy. Jednak wystarczyło trochę poszukać na necie i nieco tańszą wersję noclegów można znaleźć. Obecnie w Japonii bardzo popularne staje się Airbnb i ceny noclegów w oferowanych tam apartamentach czasami są o połowę niższe niż w hotelach! Nasz rekord to 35 euro za pokój u rodziny w Tokio (...teraz ponoć już mają trochę wyższe ceny, bo tak dużo chętnych mieli). Dwa razy taki tani nocleg znaleźliśmy i za każdym razem było to w Tokio Narimasu. Pozostałe noclegi to od 45 -60 euro za pokój dla trzech osób, czasami udało się znaleźć nawet coś w centrum (Osaka, czy Hiromszima), a czasami daleko na przedmieściach i wtedy jeszcze trzeba doliczyć dojazd podmiejską koleją (kilka dolarów). Zazwyczaj były to wynajmowane kawalerki, gdzie klucz zostawiano nam w skrzynce na listy bądź podawano kod do drzwi.

Mieszkanko w HiroszimieRaz spaliśmy w apartamentowcu gdzie jedno piętro zostało zamienione na hotel samoobsługowy (bez recepcji), a raz w typowym hostelu który reklamował się obok Booking również na Airbnb. Nie w każdej części Japonii takie noclegi można znaleźć, np w Takaymanie nie było nic i wtedy zanocowaliśmy w Nagoi, z jednodniowym wypadem pociągiem do Takayamy. O zaletach i wadach Airbnb warto sobie poczytać przed pierwsza rezerwacją. Troszkę to taka wolna amerykanka i do końca pewności nigdy sie nie ma, czy gospodarz noclegu nie odwoła. Nam na całym wyjeździe nocleg w ostatniej chwili odwołano raz - w Isambule. Poza tym Airbnb dolicza opłatę za pośrednictwo a gospodarz dolicza opłatę za sprzątanie (opcjonalnie), więc zawsze uważnie należy sprawdzać całkowity koszt noclegu. To co zaś najciekawsze w Airbnb, to możliwość pomieszkania w prywatnych domach - czasem z gospodarzem, a czasem bez - i zobaczenia nieco bardziej od środka jak życie codziennie w danym kraju wygląda.

Japońskie przysmaki czyli nie tylko o shushi

Co jada się w Japonii? Każdy Europejczyk na pewno od razu - pewny siebie - krzyknie: sushi! A to nie do końca prawda, bo sushi to tylko przedsmak tego, co Japonia oferuje. Tak więc zaczynamy wyliczankę!

    Sushi Sashimi na śniadanie

  • SUSHI
    To w zasadzie taka japońska przekąska. Barów sushi wcale tak dużo nie ma, jakby to Europejczyk mógł się spodziewać! Przyznać muszę, że nam do baru sushi nie udało się dojść, bo zawsze po drodze coś ciekawszego do jedzenia znaleźliśmy, a wieczorami właściwie z dziećmi już nie wychodziliśmy tylko kupowaliśmy zestawy na wynos w supermarketach.
    Zestawy sushi można dostać w każdym supermarkecie, obok wielu innych dań. Te tańsze są przygotowywane z warzyw z małym dodatkiem tuńczyka lub innej ryby, ale nie koniecznie surowej i wszystko zawinięte w ryż i pyszny wodorost nori, np. Futomaki albo Hosomaki. W zestawach czasami można spotkać jako dodatek wersję wegetariańską z ogórkiem oraz tamago czyli mały omlet na ryżu, przewiązany wodorostem. Jednak nie każdy wegetarianin jest w stanie przełknąć coś zawiniętego w pachnące morzem nori! Adam po pierwszym kęsie zrezygnował, bo pachniało mu to za bardzo rybą! Ceny takich zestawów z supermarketu to około 200-400 JPR, ale porcje nie są za duże.
    Te droższe zestawy, które dostać można tylko w dużych supermarketach to Nigirisushi, czyli małe kawałki ryżu przykryte surowa rybą lub surowym mięsem. To na nie wieczorami można sie załapać na przecenę, bo sprzedawane są tylko bardzo świeże i pod koniec dnia już są na wyprzedaży (po godzinie 19tej lub później). Porcje są duże, a ceny zaczynają się koło 600-700 JPY, plus kilkanaście procent zniżki, jeśli trafi się na przecenę.
  • Kaisen Don na targu Tsujiki w Tokio

  • SASHIMI
    Sashimi to cienkie kawałki surowej ryby, owoców morza lub czasami wołowiny, położone na ryżu. Danie może być podane w głębokiej misce i wtedy nazywa się np. KAISEN DON. Ja taki zestaw jadłam raz, w knajpce przy targowisku hurtowym ryb i owoców morza, Tsukiji, w Tokio. Nie ma lepszego miejsca na spróbowanie surowej, bardzo świeżej ryby, bo właśnie na tym targu zaopatruje się każda ceniąca sie restauracja w Tokio i nie tylko! Dla mnie jednak to żadna rewelacja. Ciesze się, że spróbowałam, ale jakby mi te surowe kawałki nieco podsmażyli lub podgotowali, byłabym znacznie bardziej zadowolona! Do zestawu podawana jest zupa miso z wodorostami, na szczęście całkiem, całkiem dobra! Lila koniecznie chciała spróbować jajeczek, czyli ikry łososia. Na jedym kęsie się skończyło i od tej pory trzyma się od jakiegokolwiek sashimi z daleka!
    Jako że Tsujiki to najlepsze miejsce na spróbowanie sashimi, restauracji jest sporo, a ceny dość wysokie. Raczej nie znajdzie się nic poniżej 1200 JPR, a może jeszcze się okazać, że w knajpce obowiązuje zasada przynajmniej jednego dani ana osobę, tak żeby turyści nie brali jednej porcji na spróbowanie i podział pomiędzy siebie!
  • INARISUSHI
  • To wybawienie dla głodnych wegetarian, chociaż raczej w wersji śniadaniowej niż obiadowej. Jest to rodzaj kieszonki z tzw. skóry z tofu, w środku z ryżem. W smaku bardzo dobre. Czasami podawane zestawach obento albo też jako osobne danie na tacce. Ponoć jest to typowa przekąska szkolna małych Japończyków. Inari można kupić w każdym supermarkecie i my często braliśmy je na poranne śniadanie, np. do pociągu.

  • ONIGIRI
  • To mój śniadaniowy nr 1 i już za nim tęsknię! Najprostsze, pożywne danie jakie można dostać w Japonii, w każdym supermarkecie i to już o 1 USD czyli 100 JPR! Jest to spory, mnie więcej wielkości dłoni, trójkąt z ryżu, z dodatkami w środku, zazwyczaj zawinięty w chrupiące nori. Aby nori było chrupiące, od ryżu oddziela je sprytne zawinięta folia, która trzeba po kawałku usuwać podczas jedzenia. A w środku albo kawałek gotowanego łososia, albo tuńczyk z majonezem, albo japońska suszona śliwka i pewnie jeszcze wiele innych. Nigdy nie wiadomo na co się trafi, bo co prawda czasami na opakowaniu jest jakiś mały obrazek, ale jednoznaczny to on nie jest. Mamy więc niespodziankę, która za każdym razem jest pyszna. Ceny to od 100 do 150 JPG, w zależności od nadzienia. Onigiri jest łagodne i przypomina nieco nasze polskie sałatki z ryżem, wiec nawet dzieci jadły to bez wybrzydzania!

  • NIKUMAN
  • Bułeczki na parze odkryliśmy już na początku podróży, bo w sezonie jesienno-zimowym można je kupić w każdym supermarkecie. Sprzedawane sa na ciepło ze specjalnego mini piekarnika, umieszczonego tuz przy kasie. Nadzienie jest zazwyczaj mięsne, może być z dodatkiem curry lub musztardy. Wyjątkiem jest Anman, czyli bułeczka na słodko, z nadzieniem z czerwonej fasoli. Wybawienie dla wegetarian!

    Takoyaki w parku w Kioto

  • TAKOYAKI
  • O tej przekąsce przeczytałam w książce Japoński wachlarz. Powroty Joanny Bator. Okazja do spróbowania nadarzyła się w jednym z parków w Kioto. Takoyaki to kulki z ciasta, nadziewane kawałkami ośmiornicy, usmażone w głębokim tłuszczu i posypane katsuobushi, czyli płatkami suszonego tuńczyka bonito, podawane z majonezem. Dobre było, ale wolałabym mniej tych dodatków a więcej samej ośmiornicy!

  • NATTO
  • Ponoć jest to najbardziej dziwna rzecz, jaką można zjeść w Japonii. My jak to próbowaliśmy nawet nie wiedzieliśmy, że do dziwnych należy, bo po prostu od razu nam zasmakowało! Ale zachecił nas Francuz mieszkający w Japonii. Bez niego moglibyśmy pomyśleć, że nasze danie przypadkiem się popsuło i sfermentowało. A to jak najbardziej prawidłowy stan! Natto to bowiem sfermentowane ziarna soi, sprzedawane w małych pudełeczkach. Należy je podgrzać i jeść z ryżem. Fermentacja daje charakterystyczny zapach i dość niepokojącą strukturę dania, które wygląda jak zlepione ziarna soi z guma do żucia! Żołądek jak najbardziej to znosi i warto przynajmniej tego spróbować! My jedno nawet dowieźliśmy do Polski!

    Ramen z tempurą w dworcowej restauracji w Kioto

  • RAMEN
  • Przechodzimy do tego co naprawdę jada sie w Japonii każdego dnia. Jest to pożywna zupa ramen, rodzaj rosołu z różnymi dodatkami, najczęściej z grubym makaronem UDON, czasami też może być z gryczanym makaronem SOBA oraz z niewielką ilością warzyw. Do tego można na przykład zamówić TEMPURĘ, czyli warzywa w cieście, smażone w głębokim oleju. Danie to jest dostępne w każdej restauracji i w każdym samoobsługowym barze. Jest zawsze niesamowicie aromatycznie i niepowtarzalne w smaku. Koszt miedzy 400-800 w zależności od składu.

    Okonomiyaki z Takayamy

  • OKONOMIYAKI
  • Hit wyjazdu to okonomiyaki, czyli grilluj co chcesz. Jest to rodzaj naleśnika lub omletu z ogromną ilością dodatków, w tym obok typowego jaja, kapusty bekonu, warzyw, również może być makaron i obowiązkowo posypka z nori i suszonego tuńczyka bonito. To wszytko formuje się w mały placek i zapieka na gorącej płycie, na własnym stoliku albo przy barze. Gdy już gotowe, smaruje się po wierzchu pędzlem bardzo gęstym, sojowym, słodkim sosem, dzieli na kawałki jak tort i gotowe! Na to danie potrzeba trochę czasu i nie zawsze da się je w spokoju spożyć przy dwójce szalejących dzieci. W bardziej turystycznych miejscach knajpki okonamiyaki są tak popularne, że czasami trzeba czekać na miejsce. Ale naprawdę warto! Cena to od 1000-1200 JPR, w zależności od dodatków.

  • BENTO
  • Czyli jedzenie z pudełka. Są to gotowe porcje obiadowe albo na lunch, które można kupić w supermarketach. Zawsze zawierają porcję ryżu i do tego kawałek upieczonego i pokrojonego na porcję mięsa, w gęstym sosie lub w panierce albo kawałek ryby albo zestaw różnych mięs w małych porcjach i bardzo małą porcję warzyw i kiszonek, prawie jakby w ramach ozdoby. Naprawdę można się tym najeść, a wybór dań w dowolnym sklepie jest dość duży (oczywiście o poranku, bo wieczorem to już tylko resztki). W wielu supermarketach od razu przy kasie pytają czy podgrzać i w razie potrzeby wkładają całe opakowanie do mikrofali. Zawsze dają pałeczki więc obiad można zjeść w dowolnym miejscu i czasie. Dania te niewiele różnią się od naszych europejskich smaków, pod warunkiem, że ktoś lubi ryż. Jedzą je chętnie dzieci. Był to nasz podstawowy obiad lub wczesna kolacja niemalże każdego dnia. Ceny bardzo niskie, już od 200 JPR za porcje lunchową, a za taką większą, obiadową około 350-500 JPR. Najdroższe te z łososiem, z mięsnymi kotletami o wiele tańsze.

SŁODYCZE
Z japońskich słodyczy staraliśmy się wybierać to, co najbardziej różne od naszych słodkości. Najbardziej dziwne smaki to te łączone z zieloną herbatą MATCHA. Spróbowaliśmy KitKat w zielonej polewie, który smakował jakby był w białej czekoladzie, potem Oreo z zielonym środkiem. Tutaj już smak herbaty był bardziej wyczuwalny. Były też czekoladki z nadzieniem herbacianym oraz, dla koneserów, żelki z esencji zielonej herbaty. To ostatnie można zaliczyć do kategorii smaków dziwnych i nie każdemu przypadających do gustu. Dobre na oryginalny prezent do Polski.
Jednak najlepsze są zielono-herbaciane lody. Dla nie przyzwyczajonych do ostrego, nieco gorzkiego smaku herbaty, można znaleźć mieszankę herbaciano-waniliową. Ja zdecydowanie preferuje te czysto herbaciane, gdzie goryczka miesza się ze słodkością śmietanki.
Pozostałe słodycze w japońskich supermarketach niewiele się różnią od naszych, a raczej do tych duńskich. Bardzo dużo jest miękkich, gotowych ciasteczek, babeczek, nadziewanych bułeczek itp. Udało nam się również znaleźć coś konsystencją ciasta przypominające nasze drożdżówki.

Powszechne automaty i nasze ulubione napoje NAPOJE
Nie da się przecenić wszechobecnych automatów z napojami! Są niedrogie, są wciągajace i uzależniające! Już za niewiele ponad 1 USD (120 JPR) można kupić ciepły lub zimny napój w plastikowej butelce, na przykład herbatę zieloną lub czarną z modem i cytryną. Albo gorąca kawę z puszce (WONDA wygrywa!), z mleczkiem lub bez. Albo napój gazowany. Na każde 500 metrów wędrówki na pieszo, na pewno na taki automat się trafi. Na każdym dworcu, na każdym peronie, w każdym miejscu publicznym, na przystankach autobusowych a nawet w pociągach.

Sake Ozeki w musztarcówce Z napoi nieco bardziej wyskokowych można spróbować piwo, które też czasami da się kupić w automacie. Nam udało się takie automaty tylko dwa razy spotkać w ciągu dwóch tygodni, ale też niespecjalnie szukaliśmy, bo piwo jest drogie. Lepiej jeny wydać na SAKE OZEKI, czyli wino ryżowe, dostępne w musztardówkach w każdym supermarkecie. Można wybrać pojemność między 100 a 300 ml, płacąc odpowiednio około 100 do 300 JPR, czyli taniej niż za piwo. A pije sie to całkiem przyjemnie, bo jest słabiutkie i spokojnie można, na przykład do obiadu w pociągu popijać.