15-09-201 Lake Tekapo - Geraldine - Port Robinson - Kaikoura

W drodze na wschodnie wybrzeżePoranek mglisty i deszczowy. Gór prawie nie widać. Strach pomyśleć, jakby taka pogoda spotkała nas dzień wcześniej. Dziś przejechaliśmy prawie 500km, bo zdecydowaliśmy się odwiedzić jeszcze Kaikoure, na wybrzeżu wschodnim. Nie starczyło już czasu na Dunedin na południowym zachodzie.

W lokalnym iSite, gdzieś po drodze, polecają nam widokową trasę 72, zamiast zatłoczonej krajowej 1. Rzeczywiście uniknęliśmy w ten sposób dużego ruchu na drodze, ale widoki już nie powalały. Po tym co wcześniej widzieliśmy na zachodzie wyspy, nizinna część wschodnia w okolicach Christchurch nie robi już takiego wrażenia. Niestety, na wschodnim wybrzeżu znów pojawiły się znaki zakazu kampingowania, w niektórych miejscowościach nadmorskich, postawione dosłownie na każdym pustym kawałku ziemi. W końcu udało nam się już po ciemku znaleźć przyzwoity parking koło zabytkowego mostu. Tej nocy śpimy więc pod mostem.

16-09-2011 Kaikoura - Christchurch

Foki w KaikouraOstatnie kilkanaście kilometrów przed Kaikourą droga pięknie wije się wzdłuż wybrzeża. Towarzyszy jej na tym odcinku widokowa trasa kolei TranzScenic, która co jakiś czas znika w długich tunelach.

Wybrzeże w Kaikoura Celem naszej wyprawy były foki. I nie było o nie trudno. Już przy samym parkingu na obrzeżach Kaikoury, foki wylegiwały się na okolicznych skałach. My poszliśmy dalej na pieszo, wspinając się na skarpę nad wybrzeżem. Szła tamtędy trasa widokowa, okrążająca całe centrum Kaikoury. My na całą trasę nie mieliśmy czasu, ale doszliśmy do punktu, gdzie po schodach można było z powrotem zejść na plażę i tam poszukać fok. Szukać w sumie nie trzeba było, wylegiwało się ich co najmniej kilkadziesiąt. Podchodzić do nich można było na odległość max 10 metrów.

Po południu szybki powrót do Christchurch, bo już o 16.30 trzeba było oddać nasze auto do wypożyczalni. Jak się spóźnimy to 100 NZD kary. Niby było to tylko 180 km, ale trasa zajęła nam prawie 3 godziny! Spóźniliśmy się 2 minuty, ale oczywiście nikt na to nie zwrócił uwagi.
Taksówkarz zawiózł nas do naszego zarezerwowanego hostelu w centrum Christchurch. Po drodze widać już było pojedyncze budynki zniszczone przez trzęsienie ziemi z lutego tego roku. A był to dopiero początek tego co zobaczyliśmy w kolejnych dniach.

17-09-2011 Christchurch

Po trzęsieniu ziemi w ChristchurchTrzęsienie ziemi w Christchurch dosłownie zrujnowało całe centrum miasta. Turystycznie miasto nie istnieje. Nie ma tam nic, co warto by było zobaczyć. Całe centrum, czyli obszar mniej więcej 1 km kwadratowego jest całkowicie zamknięty dla ludności. To tam były największe zniszczenia i od ponad pół roku trwają prace remontowe. Ciężko sobie wyobrazić co się teraz dzieje z ludźmi, którzy tam wcześniej mieszkali lub pracowali. Setki sklepów, biur, hoteli, restauracji z dnia na dzień zostało zamkniętych. Do tych w najgorszym stanie do dziś nawet właściciele nie zostali wpuszczeni. Każdy budynek w Christchurch został dokładnie sprawdzony po trzęsieniu ziemi pod kątem trwałości i bezpieczeństwa użytkowania. Na każdym przyklejona została oficjalna kartka która, albo zezwala na użytkowanie, albo zezwala tylko na czasowy wstęp dla właścicieli by zabrać rzeczy, albo też zabrania wstępu komukolwiek. Wiele starszych, drewnianych, pięknych domów -również poza centrum -niestety znajduje się w tej ostatniej kategorii i stoją opuszczone, bo ich właściciele już dawno się gdzieś przeprowadzili. Ci, co mieli więcej pieniędzy, zaczęli rozbiórkę, ale takich miejsc jest mało.

Po trzęsieniu ziemi w Christchurch Ścisłe centrum, tzw. Red Zone, czyli strefa czerwona, otoczone jest wysoką siatką i tylko z daleka można obserwować toczące się prace. My byliśmy tam w sobotę, a że pogoda była piękna, wzdłuż siatki spacerowało dużo ludzi, też miejscowych, i robili zdjęcia.

Zoo Willowbank pod Christchurch Tego samego dnia, byliśmy jeszcze w zoo Willowbank, 20 km od Christchurch. Jest to świetne miejsce na wizytę z małymi dziećmi, bo zoo zamieszkują głównie nowozelandzkie zwierzęta i ptactwo. Położone jest w lesie, na bagnistym terenie, a po całym terenie chodzi się tylko wąskimi ścieżkami i drewnianymi pomostami. Na końcu znajduje się mała farma z kucami, owcami, kurami, osłem i miejscem piknikowym. Udało nam się również zobaczyć narodowego ptaka Nowej Zelandii, czyli KIWI. Jest to ptak nocny, więc żeby go obejrzeć wchodzi się do zaciemnionego pomieszczenia z kawałkiem lasu. Kiwi widzieliśmy dwa. Śmieszne takie, trochę podobne do kury, ale bardziej okrągłe. Nie spodziewałam się, że są one aż tak duże.