Kempingowanie nad Morzem Azowskim

Beczkowozy z kwasem chlebowymBardzo chciałam dojechać nad Morze Azowskie, bo już sama nazwa brzmi egzotycznie! Trzeba trochę determinacji, żeby tam dotrzeć, bo to naprawdę z Polski całkiem daleko. Ale warto! To już zupełnie inna Ukraina, gdzie nawet kwas chlebowy z beczkowozów jakoś inaczej smakuje. Można w wielu miejscach kupić czeburaki czyli pieczone w głębokim tłuszczu, wielkie placki z mięsem, a nawet bardzo już azjatycką samsę (bułeczki z nadzieniem mięsnym), przechowywaną na ciepło w wielkich termosach.

Nocleg na plażowym kempingu w Szczaśliwcze Same miejscowości nadmorskie nie różnią się wiele od tych nad Morzem Czarnym. W sezonie letnim wszędzie są tłumy lokalnych wczasowiczów, z tą różnicą, że tutaj pochodzą oni z tak dalekich miast jak Donieck, Dnietropietrowsk czy Ługańsk.
Zwiedzając ten region, tylko zahaczyliśmy o zachodni kraniec nadmorskiego wybrzeża, skupiając się na długiej i atrakcyjnej Mierzei Arabackiej. Im dalej się jedzie, tym ciekawiej i tym łatwiej znaleźć kawałek niemalże odludnej plaży dla siebie, gdzie tylko wzdłuż całego wybrzeża rozlokowały się pojedyncze namioty i przyczepy kampingowe.
Niestety na sam koniec się nie dojedzie, bo za ostatnia wioską, gdzieś tam na piaszczystej drodze jest już posterunek rosyjski.

Meduzy w Morzy AzowskimMeduzy w Morzy Azowskim A plaża tutaj jest bardzo rozległa, muszelkowa, z niesamowicie ciepłą wodą i nieustającym wiatrem. Żeby nie było za pięknie, w wodzie królują meduzy wielkości arbuzów. Gdyby było ich kilka, byłaby to po prostu atrakcja, ale ich jest tak wiele, że czasami aż strach się zanurzyć i spokojnie popływać! My na meduzy znaleźliśmy sposób. Wysyłało się na plaże dzieci jakąś godzinkę wcześniej, a one przerzucały meduzy w głąb morza, chwytając je za nieparzącą część.

Źródła geotermalne Cała mierzeja to również obszar solankowy, z pojedynczymi gorącymi źródłami geotermalnymi, nie do końca nas interesującymi przy ponad 30-to stopniowym upale oraz niesamowitymi słonymi jeziorami o różnych kolorach. Miejsca te zupełnie nie są oznaczone, ale każdy lokalny turysta o nich wie. My się dowiedzieliśmy od mojej siostry, która w tych regionach była rok wcześniej. Na miejscu jednak trzeba było jeszcze dopytać, bo nie tak łatwo tam samemu trafić. Za parę lat może się to zmienić, gdyż już przy ciepłych źródłach powstaje wielki hotel!

Różowe, słone jezioroRóżowe, słone jezioro Zaczęliśmy od różowego, słonego jeziora, z którego miejscowi nie tylko wydobywają sól, ale też sprzedają wodę i błotko do domowych kąpieli. Jak ktoś nie chce kupować, może po prostu sam na teren wejść i pochodzić po błotku oraz nabrać wody do butelki. Odcienie różu, brązowego błotka i białawej soli tworzą niesamowity krajobraz! Na obszarze podeschniętego jeziora wyznaczone są palikami ścieżki, którymi wolno się poruszać, ale łatwa przeprawa to nie jest! Najlepiej od razu na początku zdjąc już buty, bo ścieżka to w rzeczywistości przejście po słonym błocie, gdzie chwilami noga po kostki może się zapaść! Aby dodać jeszcze więcej kolorytu, wszystko jest maksymalnie nagrzane i stopy w jednym miejscu na dłużej nie da się postawić.
Najlepiej mieć ze sobą baniaczek wody do przemycia stóp po wycieczce, bo słodkiej wody w pobliżu nigdzie nie ma, a zasychające błoto nieźle piecze!

Białe, słone jezioroPojechaliśmy też nad jezioro białe ale nie było już takie fajne, Nie wiem, czy trafiliśmy nad właściwe, bo tych jezioro w okolicy jest bardzo dużo.
Na dłuższą chwilę zatrzymaliśmy się nad turystycznymi, słonymi stawami, gdzie można zażyć kąpieli, jak w Morzu Martwym. Jeziorka nie są wielkie i pewnie wieczorem jest tu dość tłoczno. W ciągu dnia można było spokojnie się wykąpać, chociaż do płatnego prysznica z słodką wodą już nie udało nam się dostać, bo była za duża kolejka. Fajne miejsce na krótki odpoczynek i poeksperymentowanie z wyporności megasłonej wody! Nam się bardzo podobało, ale dzieciom już mniej, bo im to zasolenie jednak w zabawie przeszkadzało.