Rakietna Baza w Pierwomajsku

Ostatni punkt z naszej zaplanowanej trasy to baza rakietowa w Pierwomajsku. Słyszałam o tym miejscu od dwóch osób przed przyjazdem i obie były zachwycone. Miejscowość leży w okręgu Mikołajewskim, na wschód od trasy Kijów – Odessa. Jadąc do niej z południa przejeżdża się przez Jużnoukraińsk, gdzie z daleka spojrzeć można na wciąż czynną elektrownię atomową, bliźniaczą do tej z Czarnobyla.

Muzeum Bazy Wojsk Rakietowych nie znajduje się w samym Pierwomajsku, tylko kilkanaście kilometrów na miastem, oczywiście w środku pola, niegdyś niedostępnego z głównej drogi. Dojazd najlepiej sprawić na mapie, bo muzeum jest oznaczone. W ostatniej chwili pojawiają się nawet reklamujące je ogromne bilbordy.
Wstęp do muzeum składa się z dwóch biletów – zwiedzanie na zewnątrz z rosyjskojęzycznym lub nawet czasami angielskojęzycznym przewodnikiem (120 UAH) oraz zjazd 9 pięter pod ziemię oryginalną, wąską windą, do centrum dowodzenia za 250 UAH od osoby. Dzieci na szczęście płacą znacznie mniej. Trochę nas te wysokie ceny zaskoczyły, a na miejscu przyjmują tylko gotówkę! Na szczęście udało nam się resztę dopłacić w dolarach. Bardzo nam na zjeździe co centrum dowodzenia zależało! I warto było. To jedyne takie zachowane miejsce na Ukrainie. Inne wszystkie zostały ponoć w latach 90tych zniszczone. Ta baza powstała w roku 1959 i służyła aż do roku 1997. Stacjonowała to 46 Dywizja Rakierowa ZSRR

Po muzeum oprowadzają tylko wojskowi, niektórzy niegdyś tu pracujący i posiadający ogromną wiedzę o obiekcie. Zaczynamy od spaceru na zewnątrz, po kolei zatrzymując się przy różnych typach rakiet, w tym przy ogromnym Satanie (SS-18). Następnie przyglądamy się sprzętowi do transportu rakiet oraz podziwiany wielką kolekcję towarowych wagonów kolejowych. Najciekawszym miejscem na zewnątrz jest pozostałość z wyrzutni rakiet - otwarty silos do przechowywania rakiet. Ogromna pokrywa mogła się ponoć otworzyć w ciągu kilku sekund.

Centrum dowodzeniaCentrum dowodzeniaZjeżdżamy również 40 metrów pod ziemie, małą, wąską windą, gdzie ledwo co się mieszczą 4 osoby. Jedziemy 9 pięter w dół by zobaczyć centrum dowodzenia. Miejsce to jest pozostawione w takim stanie, jak to wyglądało w latach 90-tych. Działa nawet procedura uruchamiania wyrzutni rakiet, można ponaciskać guziki, wysłuchać komunikatu i wyobrazić sobie jak rakieta startuje. Co więcej, wciąż działają ówczesne linie telefoniczne, którymi przewodnicy porozumiewają się z centralą muzeum na górze! Sami to sprawdziliśmy, podnosząc starą słuchawkę na jednym z paneli – pojawił się ciągły sygnał w oczekiwaniu na wybór numeru.

W muzeum spędziliśmy aż 3 godziny i wszystkim się podobało. Każdy znalazł tu coś dla siebie, a na deser, po obejrzeniu samolotów i wozów bojowych, dzieciaki z tatusiem utknęły na testowaniu bardzo dobrze działających, naoliwionych działek bojowych. To był dobrze spędzony czas przed długim powrotem do domu.