Białoruś bez wizy

Jesteśmy na Białorusi!Jako że zaplanowany dużo wcześniej weekend majowy w Gruzji jednak nam nie wyszedł, trzeba było na szybko zorganizować jakieś nieco bliższe atrakcje. I tak przypomniało mi się o Białorusi i o okręgu brzeskim, gdzie ostatnio, w styczniu 2018, zniesiono wizy wyjazdowe. Co prawda nadal nie można tam pojechać z biegu, bo trzeba załatwić wycieczkę, ale można wszystko załatwić nawet do jednego dnia przed wyjazdem i koszt jest dużo niższy.

Dworzec kolejowy w Brześciu Za pobyt do 3 dni płaci się tylko 50 zł od osoby, w tym wszystkie pozwolenia, ubezpieczenia i jeden wstęp do wybranego zabytku. Polecam stronę www.by gdzie formalności trwają tylko kilkanaście minut (trzeba podać adres noclegu, ale wystarczy wybrać cokolwiek, np. z Booking), zapłacić można kartą i wszystkie dokumenty przysyłane są na maila. Przy wjeździe własnym autem należy pamiętać o zielonej karcie i o wstępnym wypełnieniu dokumentów celnych na w/w stronie pośrednika. Ułatwia to przejazd przez granicę, bo auto jest już zarejestrowane i posiada się wydruk po białorusku. Uważać trzeba tylko na to jakie przejście drogowe się zaznacza na wjazd, bo tylko tym przejściem będzie można wjechać. My wybraliśmy malutkie Połowce, niedaleko Puszczy Białowieskiej, by uniknąć potencjalnych, majowych tłumów w Terespolu. Wyjechać można już dowolnym przejściem, ale i tak jest to niewielki wybór, ograniczony bodajże do dwóch miejsc w okręgu brzeskim. Niestety poza okręg wyjechać nie wolno, nawet jakby wykupiło się pozwolenie na kanał augustowski, trzeba najpierw wrócić do Polski.

Na ławczczc w kolorach flagi białoruskiej Z Polski wyjechaliśmy 2 maja, tuż po hucznych pierwszomajowych obchodach na Białorusi. Na granicy staliśmy bardzo krótko, około 40 minut zajęły wszystkie formalności a o godzinie 10.30 stało tylko kilka aut. Gorzej było przy powrocie, bo kolejka kilku aut wcale na długo się nie zapowiadała, ale wszystkie dokumenty na wyjeździe sprawdzane są o wiele bardziej dokładnie niż na wjeździe. Najlepiej mieć plik osobno przygotowany na każdą osobę. My mieliśmy dodatkowe atrakcje, bo pogranicznicy zgubili naszego syna w systemie! Przepraszali nas za to, bo dokumenty na kartkach były prawidłowe, ale musieli je potwierdzić z innymi urzędnikami i to trwało! Niestety mniej ciekawie wyglądała kolejka po polskiej stronie, gdzie Białorusini i Polacy (EU) stali osobno i auta polskie prawie w ogóle się nie przesuwały. Wszystko trwało bardzo wolno a my tylko patrzyliśmy na zmniejszającą się kolejkę białoruską! Po dwóch godzinach byliśmy w Polsce, co i tak jest niezłym wynikiem. Trzeba brać jednak pod uwagę, że w obie strony jechaliśmy w tygodniu (środa – piątek) i w poranno – przedpołudniowych godzinach, a do tego przez małe, jeszcze nie do końca znane Polakom przejście w Połowcach.