Jak turysta czuje się na Białorusi

Ukwiecone przystanki autobusoweTradycyjne białoruskie chałupyBiałoruś przywitała nas lasami, małymi wioseczkami z drewnianymi chatkami malowanymi często na niebiesko oraz osobliwymi, kolorowymi przystankami autobusowymi, najczęściej z motywami kwiatowymi. Każda wioska miała inne dzieło!

Wjazd do centrum Brześcia Jako, że wjeżdżaliśmy do Brześcia od strony północnej, czyli z kierunku Puszczy Białowieskiej, na głównej drodze było bardzo spokojnie, bardzo mało samochodów i żadnej milicji. Dopiero na przedmieściach wiejskie drogi zamieniły się w szerokie, nikomu niepotrzebne arterie i pojawiły się blokowiska. Zamiast kolorowych przystanków pojawiły się bilbordy, wychwalające tożsamość narodową.

Miejskie blokowisko w centrum Brześcia To, co nas najbardziej zaskoczyło w Brześciu, to względny ruch, sporo miejsc do parkowania i brak opłat parkingowych, nawet w ścisłym centrum. Bez problemu zaparkowaliśmy koło naszej kwatery, niedaleko ul. Gogola i Dworca Głównego. Nocleg znaleźliśmy przez Booking.com. Wybór był dość duży ale trzeba było uważnie oglądać fotki, bo większość to stare mieszkania w blokach lub kamienicach z lat 80tych, a ceny takie same jak za nowe mieszkanie. My mieliśmy odnowiony dwupokojowy apartament za 140zł/noc za całą rodzinę. I do tego wanna z jacuzzi, główna atrakcja wyjazdu dla naszych dzieci!

Na targu królowała rzodkiewka! Trochę problemów było z ciepłymi posiłkami. Produkty na pyszne śniadanie można było kupić w każdym sklepiku, chociaż nie zawsze był ten najlepszy, ciemny chleb. Na targu dostępne były rzodkiewki, różnego rodzaju kiszonki i piękne pomidory z Polski! Gorzej było z obadani, bo knajpki były tylko w centrum Brześcia, i to dosłownie kilka na głównej ulicy Sowieckiej i do tego nic szczególnego nie można tam było znaleźć. Była tez duża restauracja w parku 1 Maja ale po południu nie było szans na wolne miejsca! Na trasie w kierunku Puszczy Białowieskiej jedzenia w ogóle się nie uświadczy, dopiero na terenie parku działa jakaś restauracja.

Jedzenie więc nas troszkę rozczarowało. Nawet słynne białoruskie czekolady i cukierki były takie sobie. Jedynie warto polecić na spróbowanie syroki,czyli okrągłe białe serki nadziewane dżemem, czekoladą lub innymi pysznościami. Sprzedawane są z lodówki i sa bardzo pożywne i tłuste.

Przy beczkowozie z kwasem zawsze ustawiała się kolejka!To, co nas najbardziej zachwyciło to świeży kwas chlebowy, sprzedawany na ulicach z wielkich beczkowozów. Tego smaku nie da się porównać z tym, c można u nas dostać w butelkach. Nigdy bym się nie spodziewała, że kwas może być aż tak pyszny. Beczkowozy rozstawiane są na ulicach w centrum miasta już od samego rana i sprzedaż trwa do wykończenia beczki, zazwyczaj do wieczora. Kwas można kupić na miejscu i wypić z kubka albo tez wziąć w butelce na wynos. Trzeba jednak brać pod uwagę, że jest on bez konserwantów i już po kilku godzinach w cieple może zacząć się psuć. Nie ma więc szans na dowiezienie do Polski ale zawsze można wypić po drodze, póki jeszcze jest chłodny!