Słowem wstępu...jak tam się dostać ???

Na lotnisku w DubajuIndonezja to jedno z nieoczekiwanie spełnionych marzeń. Kto by pomyślał, że stać nas będzie na taką wyprawę za tak relatywnie niski koszt. Podróżując z 3-letnim dzieckiem musieliśmy brać już pod uwagę kupno trzech pełnych biletów, więc poszukiwania tanich, egzotycznych przelotów nie były prostą sprawą. Aż tu pewnego dnia niemalże o palpitację serca przyprawiła mnie promocja Emiratów, połączona z wejściem linii na rynek polski. Tyle ciekawych kierunków i na co się tu zdecydować... Japonia czy Indonezja? Tokio czy Dżakarta? Ech, oczywiście, że musi to być Dżakarta, bo już sama myśl, że możemy lecieć do Dżakarty brzmiała nieprawdopodobnie. Decyzję przypieczętowała informacja, że na Jawie i Bali praktycznie nie ma malarii (to nasze podstawowe kryterium, jak dotychczas, przy wyjeździe z dzieckiem), a do tego w czerwcu kończy się pora deszczowa. A z Dżakarty to już tylko żabi skok na Bali – Air Asia również miała bardzo przyzwoite ceny na 4 miesiące przed wylotem. Dołożyliśmy tylko 50USD od osoby za przelot Dżakarta – Denpasar i tak za niecałe 2 tyś złotych znaleźliśmy się w bardzo dalekiej Azji.

Cóż można napisać o liniach Emirates – najlepiej samemu się przelecieć i porównać, szczególnie jak się rok wcześniej na wakacje leciało PLL LOT. Lila została zasypana zabawkami, kocykami, maskotkami i malowankami z logo przewodnika. Dostaliśmy też pamiątkowe, rodzinne zdjęcie z podpisem stewardesy. To tak niejako przy okazji, bo w jednym z samolotów lecieli nowożeńcy i jak już obsługa wyjęła polaroid, to i przy okazji nam się dostało. Lot do Dubaju minął szybko, a sam Dubaj o godz 22giej przywitał nas 30C upałem i bardzo suchym powietrzem. Pooddychać emirackim powietrzem mieliśmy okazję tylko przez chwilę, w trakcie przejścia rękawem z samolotu na lotnisko. Jako, że na lotnisku mieliśmy spędzić więcej niż 4 godziny, przysługiwał nam voucher na drobny posiłek do wykorzystania w kilku restauracjach (ha! Tylko trzeba było o tym wiedzieć – my się dowiedzieliśmy od lecących z nami Polaków – wielkie dzięki!). Lila padła w drugim samolocie, więc i my mieliśmy chwilę odpoczynku, zakłóconą chwilą grozy, gdy ze stolika na mnie i na leżącą obok Lilę zsunęła się gorąca kawa! Na szczęście Lili nic się nie stało, a poparzyłam się tylko ja. Od tej chwili żadnej kawy na swoim stoliku w samolocie! Uwielbiam moment pierwszego zetknięcia się z nowym krajem, tuż po wyjściu z lotniska. Szczególnie w Azji. Nawet w środku nocy atakuje cię ta niesamowita wilgoć, upał i specyficzny zapach. To dla mnie zawsze synonim początku wakacyjnej przygody. To uzależnia i po powrocie do domu znów czeka się na kolejny wyjazd i powrót w azjatyckie klimaty.

Dolecieliśmy do Dżakarty!W Dżakarcie mieliśmy prawie 5 godzin na przesiadkę i wcale nie było to dużo czasu. Trzeba było odebrać bagaże, wymienić pieniążki i odnaleźć Terminal 3, który okazał się być w zupełnie oddzielnej części lotniska (dojazd shuttle bus przez kawałek miasta). Po drodze zgubił nam się Andrzej, nasz współpodróżnik i trochę czasu spędziliśmy na niepotrzebnym czekaniu na niego na złym terminalu, podczas gdy on już na nas czekał na tym właściwym. Lot do Denpasar był jednym z ostatnich wieczornych, operowanych przez Air Asia, a takie loty mają tendencję do opóźnień. Teraz już naprawde wymęczeni czekaliśmy z nieco osłabioną cierpliwością na tę końcówkę przelotu. Lila padła na lotniskowej podłodze i już nie dało się jej dobudzić aż do dolotu na Bali. Umówiony kierowca z Ubud czekał na nas na lotnisku. Zamówienie wcześniej pierwszego noclegu i taksówki z kierowcą to była naprawdę dobra decyzja. Po ponad dobowej podróży czekał na nas piękny pokój w stylu balijskim, cały z rzeźbionym drewnie. Lila spała, a my do późnych godzin nocnych upajaliśmy się tym gorącym powietrzem, nigdy nie spotykanym o 3ciej nad ranem w Europie.