Tagounite - Agdz - Tamnougalt - Warzazat - Marakesz

Nie chcieliśmy spędzać całego dnia tylko na jeździe autobusem, więc postanowiliśmy wysiąść po drodze i zwiedzić stary ksar (warowne miasto) w Tamnougalt. Z pustyni wyruszyliśmy porannym autobusem w kierunku Marakeszu. Po raz kolejny droga była bardzo malownicza i znów inna, od tego, co widzieliśmy przedtem. Tym razem przez prawie 100 km po jednej stronie drogi mieliśmy pustynny, kamienny krajobraz, a po drugiej, zielone gaje daktylowe, ciągnące się wzdłuż koryta rzeki. Wysiedliśmy w średniociekawej miejscowości Agdz (czyta się to Agadez), by stamtąd dojechać taksówką do ksara. Aby skutecznie zredukować cenę za przejazd, udaliśmy mało zainteresowanych i po pierwszej propozycji taksówkarza (200Dr za dojazd i powrót do miasteczka), niezadowoleni, poszliśmy na targ kupować daktyle. Nim zdążyliśmy cos kupić, taksówka już nas goniła z nowa propozycją cenową. Za 220 Dr (55Dr/os) nie tylko przejazd do ksaru, ale też powrót i dojazd do oddalonego o 68 km Warzazatu. To już nam się opłacało.

Sam ksar był mniej ciekawy niż wcześniej oglądane kazby, ale i tak warto go było zobaczyć, żeby mieć pojęcie, co to takiego ksar. Niestety większość zabudowań była kompletnie zrujnowana, a część oficjalna, dostępna dla zwiedzających za opłatą, była bardzo mała. Był to ciąg labiryntów korytarzy, z wewnętrznym podwórzem i wyjściem na taras na dachu. Dopiero stamtąd widać było, jak wielka musiała być ta budowla w przeszłości. Szkoda, że nie dało się po tym zbyt wiele pochodzić samemu.

W Warzazacie kupiliśmy bilety na autobus do Marakeszu (55Dr), a że mieliśmy jeszcze sporo czasu do odjazdu, poszliśmy na poszukiwanie supermarketu, by uzupełnić zapasy alkoholowe. W sklepie byli sami biali i wszyscy tłoczyli się przy półkach z procentami. Chłopacy kupili piwo, a ja postanowiłam spróbować lokalnego, różowego winka. Starczyło nam jeszcze czasu na ostatniego, marokańskiego tadżna (znów o kompletnie innym smaku!).

Ponownie Marakesz

Ostatni dzień w Maroko spędziliśmy na odpoczywaniu z kolejną częścią ekipy (Krzysiek) i włóczeniu się posukach (Maciej, Tomek i ja). Mieliśmy sporo czasu na pogrzebanie po straganach i wyszukanie ewentualnych pamiątek. Ja chciałam jeszcze dotrzeć na opisany w przewodniku suk aptekarzy. Z założenia chciałam też kupić jakąś ładna lampę. a skończyło się na berberskich, skórzanych kapciach. Chodząc po uliczkach starego miasta, dotarliśmy aż do suku farbiarzy skór (doprowadzeni przez jednego z tamtejszych pracowników). Jednak nie było tam ciekawych okazji do fotek, bo skóry po garbowaniu zostawiano w naturalnych kolorach i nie wyglądało to zbyt atrakcyjnie (no i do tego ten nieprzyjemny zapach).

Po wypiciu ostatniego, świeżo wyciskanego soku z pomarańczy na placu Dżemma El Fna, niestety musieliby zbierać się na samolot. Na lotnisko znów dojechaliśmy lokalnym autobusem. Niestety nasz samolot miał godzinne opóźnienie wiec przyszło nam dość długo czekać po odprawie, w małym, gorącym pomieszczeniu, wspólnym dla wszystkich wylatujących. Na szczęście był tam sklep wolnocłowy z alkoholem, więc czas nam się nie dłużył. Andrzej z Irkiem i Tadziem nawet kupili sobie winko, które otworzyli wniesionym przez przypadek i przez nikogo niezauważonym, scyzorykiem z korkociągiem!

31.03.07 Madryt - Berlin - Poznań

Jako, że wylot z Madrytu mieliśmy dopiero wieczorem, mieliśmy cały dzień na zwiedzanie miasta. Po wrażeniach z Maroko jednak klimaty europejskie jakoś do nas nie przemawiały, mimo, że miasto było fajne. Jak na początek kwietnia temperatura była dość niska, tak, że trochę zmarzłam w cienkim polarku. Za największa atrakcję mogę uznać pochód z palmami, w okolicach zamku królewskiego (Niedziela Palmowa). O 20 tej wylecieliśmy do Berlina, a tuż przed północą ruszyliśmy samochodem.

Na podsumowanie naszego krótkiego wyjazdu muszę przyznać, że Maroko mnie zachwyciło. Nie spodziewałam się takiej różnorodności krajobrazów, tak wielu atrakcji i sposobów na spędzanie wolnego czasu, w samym tylko Atlasie Wysokim. Ciekawi mnie jak wygląda reszta kraju i myślę, że tam jeszcze kiedyś wrócę w jakieś mało turystycznej porze roku