Samarkanda

Registan nocąRegistan o poranku, SamarkandaTrochę obawiałam się wrażeń z Samarkandy. Jak legendą zmierzy się ze współczesnością? Czy da się wyczuć dawną atmosferę tego miasta, przy ogromnym tłumie turystów? Jest dobrze! Registan nadal zachwyca, szczególnie o poranku i po 19-tej, jak teren zamykają i w spokoju z zewnątrz można obejść i pooglądać. Jest pięknie i warto mieszkać blisko samego Registanu by o różnych porach dnia go pooglądać.

Hotel Bahorid, SamarkandaHotel Bahorid, Samarkanda Spaliśmy w hostelu Bahodir, tuż przy deptaku taszkienckim, jakieś 200 metrów od zabytków. Lokalizacja świetna i do tego piękne, zielone podwórze z tapczanami i przemiła obsługa. Pokoje w stylu jak u babci na wsi, więc luksusów nie ma się co spodziewać. Okna były zaklejone folią, więc przypuszczam, że w zimie mocno ciągnie. W lecie za to będzie przewiewnie :-)

To my jestesmy obiektem zainteresowania, wcale nie Registan!To my jestesmy obiektem zainteresowania, wcale nie Registan! W Registanie na początku sezonu jest już dużo ludzi, ale w większości są to lokalni turyści. Zagraniczni turyści giną w tłumie. Wstęp dla innostrańców podrożał do 40 tyś sum i obejmuje jednodniową wizytę. Jak to w Azji, wszyscy robią sobie zdjęcia z jasnoblond Adamem. Na dłużej w jednym miejscu nie da się stanąć!

Targowiskach w medrasach RegistanuTargowiskach w medrasach Registanu W każdej z medras w środku jest barwne targowisko, ale całkiem pasuje to do atmosfery Jedwabnego Szlaku. Niestety spóźniamy się na wieczorny Registan i o 20-tej nie chcą nas już do środka wpuścić, mimo, że po terenie kręcą się jeszcze pojedynczy turyści. W sumie i tak z zewnątrz o wiele lepiej widać i da się obiekty obejść na około i porobić fajne zdjęcia.

Meczet Bibi Khanum , SamarkandaMeczet Bibi Khanum , Samarkanda Deptak Taszkiencki łączy Registan z meczetem Bibi Khanum . To miejsce nie jest aż tak spektakularne jak Registan, ale warto sam meczet w środku zobaczyć.

Bazar Siyob, SamarkandaBazar Siyob, Samarkanda Po wyjściu z Bibi Khanum udajemy się na pobliski bazar Siyob. Jest to typowy targ owocowo -warzywny. Na targu kupujemy uzbeckie słodkości z mleka i bakalii od trzech pań, które przy okazji nam błogosławią jako katolikom dodając że one muzułmanki. Cała komunikacja tylko w języku rosyjskim. Jak to miło, że po tylu latach wreszcie się ten język do czegoś przydaje!

Cmentarz Shah–i–ZindaCmentarz Shah–i–Zinda Kolejny w planie jest piękny stary cmentarz Shah–i–Zinda, na który niestety wchodzimy ze złej strony, idąc prosto z bazaru przez mostek, zamiast skręcić do głównego wejścia w lewo, wzdłuż ulicy. Część komunalna cmentarza oddzielona jest od zabytkowej alei płotem. Jest tam bramka, ale nieczynna więc musimy opłotkami dostać się do głównego wejścia. Oczywiście po to by zapłacić za wstęp. Ale warto było!

Cmentarz Shah–i–ZindaCmentarz Shah–i–Zinda Aleja zasłużonych to niesamowite mini mauzolea, ciasno ustawione wzdłuż głównej drogi. Z zewnątrz jedno piękniejsze od drugiego, aż mieniące się na niebiesko w popołudniowym słońcu. A w środku proste, białe grobowce.

Współczesna Samarkanda Do hostelu wracamy bocznymi uliczkami tzw. starego miasta. Nie ma tam jednak nic ciekawego, ale za to widać jak teraz mieszka się w centrum Samarkandy. Tam już nie ma czyściutkich alei, z zieloną, przystrzyżoną trawką. Ulice są wąskie i bardzo dziurawe. Domy niskie i tak naprawdę niewiele widać z codziennego życia, które Uzbecy chowają za solidnymi bramami. Dopiero w środku znajdują się podwórza, tapczany i wejście do części mieszkalnej. Tego z zewnątrz nie da się zobaczyć, chyba, że ktoś zostawi uchyloną bramę.

Uzbeckie szaszłyki W zabytkowym centrum Samarkandy trudno jest znaleźć coś do jedzenia. Na deptaku jest jakaś jedna czy dwie restauracje, ale przepełnione turystami. Poza bazarem na ulicy w ogóle jedzenia nie ma. Aby się najeść, trzeba ruszyć w stronę Gur-e-Amir, czyli mauzoleum Timura. Nie jest to daleko od Registanu, ale przechodzi się przez nowe miasto, gdzie bez problemu można znaleźć fajną knajpkę na obiad. Pierwszego dnia jemy z dziećmi szaszłyki, które okazują się być z koniny. Do tego rewelacyjne, aromatyczne pomidory i dużo zieleniny. Drugiego dnia kupujemy dzieciom kurczaka z rożna, bo już im się marzyło jakieś europejskie danie.

Mauzoleum Gur-e-AmirMauzoleum Gur-e-Amir Do mauzoleum Gur-e-Amir w końcu do środka nie wchodzimy, bo najpiękniej wygląda z zewnątrz, a my już sporo na bilety w Samarkandzie wydaliśmy. Idąc z prawej strony, da się je obejść prawie na około i porobić fajne zdjęcia. A najlepiej fotografuje się takie miejsca właśnie z zewnątrz. Na tyłach mauzoleum, spotykamy Uzbeczki, które widząc naszą rodzinę, koniecznie chcą żebyśmy sobie z nimi zrobili zdjęcie. Jest więc i pamiątkowa fotka z Gur-e-Amir w tle!

Shakhrisabz

Góry w okolicach SamarkandyShakhrisabz leży jakieś 80km od Samarkandy. Znajdują się tam ruiny pałacu Ak Saray – planowanego mauzoleum Timura, w którym, w końcu nigdy nie był pochowany. Do miasteczka można dojechać transportem podmiejskim, z przesiadka albo można wynająć kierowcę. Jako że transport w Uzbekistanie jest bardzo tani, umówiliśmy się na calą podróż z prywatnym taksówkarzem za 35 USD, od 9-tej do 16-tej. Dodatkowo, pod koniec dnia, chciał 15 USD za kilka nędznych, mało znanych zabytków w samej Samarkandzie, więc trzeba uważać, gdzie kierowca nas wiezie poza z góry ustaloną trasą.

Barani tandur sprzedawany w górachNa przełęczy Takhzakaracha Po drodze w górach kierowca się zatrzymuje, by pokazać nam prawdziwy tandur z baraniną. Próbujemy tłustego przyprawionego mięska oraz baraniego sadła i baraniej kiełbaski. Jedziemy przez piękne góry, docierając na wysokość około 1700 m. Tam, na przełęczy Takhzakaracha robi się zimno i trochę mży. Jak to zwykle w takich miejscach, kwitnie handel. Kupujemy morele nadziewane śliwkami, rodzynkami i daktylami oraz małe pistacje, słone prażone migdały i serowe twarde kulki zwane kurut, cos w rodzaju suszonego jogurtu.

Ruiny pałacu Ak SarayRuiny pałacu Ak Saray Park w Shakhrisabz to całkiem ciekawe, spokojne i fajne miejsce, ale max na godzinkę. Mimo, że nie ma oficjalnej kasy, zagraniczni turyści są wyłapywani i proszeni o uiszczenie opłaty w wysokości 7 tyś. sum. Pamiątki tańsze niż w innych miejscach. Z pałacu zostały dwa wielkie pylony i rzeczywiście robią one wrażenie. Jako że miejsce to nie jest tak popularne jak Samarkanda, zabytki nie są odrestaurowane. Niebieski kolor płytek przebija tylko z niektórych miejscach i wszystko wygląda bardzo autentycznie.

Meczet w parku Na drugim końcu ładnie utrzymanego parku znajdują się dwa meczety, oddzielnie płatne po 15 tyś. sum. Wchodzimy do jednego, bardziej odnowionego, bo w drugim w tym czasie odbywają się modlitwy. Jest to jedno z niewielu miejsc, gdzie można zobaczyć odradzającą się wiarę muzułmańska. W dużych, zabytkowych miastach większość meczetów to wciąż muzea.

Baranina w przydrożnej knajpceW drodze powrotnej zatrzymujemy się na obiad w tradycyjnej knajpce przy drodze, gdzie podają świeżą baraninę. Jemy pieczonego barana, którego porcje zamawia się na gramy (ja wzięłam 300 gram) i rosół z barana. Do posiłku podaje się na oddzielnym talerzyku dużo świeżych ziół w pęczkach: czarna bazylia, kolendra, pietruszka, szpinak, koper. Rewelacyjne są pomidory i świeży młody czosnek. Dla Adama, wegetarianina pozostają tylko frytki. Dzieci zjadają rosołek i pyszny, płaski chlebek. Razem za ucztę płacimy 118 tyś sum czyli 15 USD.
Po powrocie do Samarkandy, wieczorem, specjalnie dla dzieci udaje nam się znaleźć przy głównej ulicy bardziej turystyczna knajpkę, gdzie podają kurczak z rożna. Dzieci są zachwycone! Jako że pociąg do Urgench mamy dopiero o 22, idziemy do naszego hotelu Bahodir na kanapę, gdzie od razu podają nam poczęstunkową, zieloną herbatkę w dzbanku.

Pociągiem do UrgenchPociągiem do Urgench Jeszcze udaje mi się załapać na sesje zdjęciową Registanu po zmroku, tuż po zapaleniu oświetlenia. Koło 20-tej zaczyna lać deszcz i już nie przestaje. Na dworzec spod Registanu zabiera nas dobrze już znany nam taksówkarz, tym razem za 25 tyś. sum (poprzedniego dnia, po południu taka sama trasa kosztowała nas 20 tyś. sum, ale teraz jest już wieczór i w dodatku leje wiec możliwości negocjacyjne są niższe). W strugach deszczu biegniemy przez peron w poszukiwaniu naszego wagonu. Pociąg stary, ale fajny. Ma wąskie, małe przedziały z 2 piętrowymi łózkami. Jest w miarę czysto, jak to w każdym pociągu. Na noc rozkładane są dodatkowe sienniki, a obsługa roznosi pościel. Zabierają bilety, które dokładnie spisują do swoich ksiąg i oddają dopiero rano przed stacją docelową. Dobrze się śpi, bo kołysze. Na 600 km nie ma stacji pośrednich, a duża cześć trasy biegnie przez pustynię, na około więc mamy tylko piach i zielone kępki trawy. Wydłuż torów kolejowych na długich odcinkach widać drogę, ale jest to zwykła, pustynna szutrówka.

Chiwa

Stare miasto w ChivieZachodnia brama na stare miasto w ChivieDalekobieżny pociąg z Samarkandy dojeżdża do Urgench po 10-tej rano. Stąd mamy jakieś 30 km do Chiwy i bardzo łatwo jest znaleźć transport taksówką. Udaje nam się zejść z ceny do 30 tyś. sum. Jest dużo taksówkarzy, ale żaden nie chce zejść poniżej tej kwoty. Cała trasa to dobrej jakości dwupasmówka. Taksówkarz, mimo że prosiliśmy o dowóz na stare miasto, dowozi nas nie do hotelu, a pod bramę zachodnią. Akurat z tej strony nie ma wjazdu do aut, a my miasta nie znamy wiec dajemy się tam wysadzić.

Niestety na wejściu witają nas elektroniczne bramki, ponoć postawione 2 dni temu i nowe ceny biletów: 50 tys. sum economy tylko wejście bez zwiedzania, 100 tyś. sum standard zwiedzanie wszystkiego oprócz wieży minaretu, wieży z forcie i murów miejskich oraz 150 tyś sum VIP - wszystko w cenie. Nawet posiadając nocleg wewnątrz murów, nie możemy wejść za darmo tą bramą!

Mury miejskie w ChivieMury miejskie w Chivie Okazuje się jednak, ze inne bramy miejskie są na razie otwarte i da się wejść bez biletu, ale wtedy nic w środku się nie obejrzy, bo w obiektach już pojedynczych biletów nie sprzedają. Bramki już są też montowane na wschodzie. Mury miejskie wciąż za darmo, wejście od północy przez rozwalone schody, ale da się swobodnie wejść góry. Jest szeroko i częściowo położono chodnik, ale zabezpieczeń brak, a mury wysokie. Na mury można wejść też od południa, ale trzeba wspiąć się na górę piachu. Częściowo chodzi się po glinianej ścieżce, ale duże fragmenty już mają chodnik. Brakuje tylko bramek na wejściu, ale na pewno się pojawią, bo mury wymienione są w atrakcjach VIP.

Widok z dachu AbdullohaNasz nocleg u AbdullohaSpanie mamy u Abdulloha, w samym centrum, na tyłach minaretu Islam Chodża, który niestety zaliczany jest do atrakcji VIP. Kwatera jest nowa, a my jesteśmy pierwszymi gośćmi z Polski. Z dachu Abdulloha mamy świetny widok na stare miasto. Uzbecka rodzina bardzo stara się umilać nam pobyt, gdy tylko wychodzimy na gliniany taras, od razu przynoszą nam dywany do siedzenia. Udostępniają też nam swoją kuchnię, a rano gospodyni przygotowuje rewelacyjne śniadanko.

Terassa Cafe, ChivaTerassa Cafe, Chiva Zwiedzanie Chiwy zaczynamy od małego posiłku w polecanej Terrassa Cafe, położonej przy wejściu do fortu Kunja Ark . Jest to świetny punkt obserwacyjny, ale już nawet przy kwietniowym słońcu na dachu kawiarni długo nie da się wytrzymać i lepiej schować się na zadaszonym tarasie i stamtąd obserwować całe miasteczko. Jemy pyszne pierożki gumma, makaron langman, po w miarę przyzwoitych cenach oraz pijemy aromatyczną owocową herbatę, niestety aż za 25 tyś. sum, czyli w cenie drugich dań!

Pałac Tasz ChauliFort Kunja Ark Koniec końców kupiliśmy bilet za 100 tyś sum (tzw. standard) więc możemy zwiedzać do woli...tylko tak naprawdę większość miejsc ciekawie wygląda z zewnątrz, ewentualnie na dziedzińcu, a w środku są małe, ciemne muzea, które nas niewiele interesują. Najciekawszy okazuje się pałac Tasz Chauli oraz fort Kunja Ark . Tych miejsc nie można pominąć i dla nich niestety trzeba kupić bilet zbiorczy standard. Dodatkowo, w forcie aby wejść na widokową wieżę trzeba być posiadaczem biletu VIP!

Inczan Kala bez straganów wygląda o wiele spokojniejMinaret Islam Chodża o poranku Uliczki Iczan Kala, czyli starego miasta, pustoszeją po zachodzie słońca. Rano przed 7-mą również jest pusto i otwarte są główne bramki. To najlepszy czas na spokojne przechadzki po wyludnionym mieście, bez straganów i przechadzających się tłumów turystów. Niestety wieczorem zabytki nie mają szczególnie ciekawego podświetlenia.

Na koniec warto dodać, że sklepy spożywcze znajdują się raczej poza starówką albo w okolicach bram. Warto więc zawczasu zaopatrzyć się wodę, by nie przepłacać na straganach.

Zamki Chorezmu

Karakalpakstan, wjazd na pustynię Qyzylqum Już planując wyjazd pogodziliśmy się, że w siedem dni nie damy rady dotrzeć do opuszczonych statków w Monyaq ani tym bardziej do resztek morza Aralskiego. Jednak nadal mieliśmy nadzieję, że uda się zobaczyć kawałek pustyni i nieco jeszcze zapomniane turystycznie zamki Chorezmu (Fortresses of Ancient Khorezm).

Karakalpakstan, pustynia Qyzylqum Z kilku znalezionych w internecie opisów wiemy, ze do zamków można dojechać albo taksówką z Urgench lub z Chiwy albo w ramach zorganizowanej przez hotel wycieczki. Problem z taksówkarzami jest taki, że często nie maja pojęcia dokąd jechać. Poszukiwania zaczynamy więc od pierwszego z brzegu hotelu na starym mieście w Chiwe, który jednocześnie jest biurem podróży: Islambek Travel . Proponują nam wycieczkę za 29 USD za auto z kierowcą, a na trasie 5 zamków, w całości 5 do 7 godzin jazdy. Wyjazd z Chiwy, a na końcu mogą nas zostawić na dworcu w Urgench, skąd po południu mamy pociąg do Buchary. Cena jest tak korzystna, że nawet nie chce się nam dalej szukać i od razu umawiamy się na poranek.

Karakalpakstan, pustynia QyzylqumKarakalpakstan, pustynia Qyzylqum Autem osobowym przez około 1,5 godziny mkniemy w kierunku autonomicznego regionu Karakalpakstan, który w znacznej mierze pokrywa pustynia Qyzylqum. Jedziemy cały czas po asfalcie, aż dojeżdżamy do końcówki szosy, gdzie zaczyna się szutrówka, otoczona pustynią. Tutaj znajduje się pierwszy kompleks zamków: Ayaz qalas. Są to trzy ruiny, powstałe między latami 4 BC do 8 AD. Droga do nich wiedzie przez pustynną ścieżkę, przy której spotkać można wałęsające się wielbłądy. Mimo małego, stacjonarnego obozu w jurtach, jest bardzo mało turystów.

Ayaz qala 1, KarakalpakstanAyaz qala 1, Karakalpakstan Pierwszy z zamków, Ayaz qala 1 wciąż ma nieźle zachowane mury na prawie całej powierzchni o bokach 180 na 150 metrów. Rozciąga się z niego świetny widok na pustynię oraz na położony niżej drugi zamek, Ayaz qala 2.

Ayaz qala 2, KarakalpakstanAyaz qala 2, Karakalpakstan Schodzimy do niego stromą, ledwo widoczną ścieżką. Dzieci szczęśliwe, bo wreszcie mogą powspinać się po skałkach. My tylko pilnujemy żeby były to naturalne skały, a nie mało widoczne fragmenty sypiących się zabytkowych murów.

Ayaz qala 3, KarakalpakstanAyaz qala 3, Karakalpakstan Trzeci ufortyfikowany budynek, Ayaz qala 3, jest najbardziej zniszczony. Murów właściwie nie ma ale widać resztki pomieszczeń. Całość powolnej wędrówki zajmuje nam nie wiadomo kiedy aż półtorej godziny, mimo że odległości miedzy zamkami nie są duże. Jednak miejsca te są tak przepiękne, że nie ma co się spieszyć. Wracamy asfaltem do naszego auta i jedziemy na poszukiwanie dalszych zamków

Toprak qala, KarakalpakstanToprak qala, KarakalpakstanKolejny zamek, Toprak qala, znajduje się przy główniejszej drodze i jest w trakcie odbudowy, a odbudowa zaczyna się od opłaty za wstęp – na razie jest to symboliczne 5 tyś. sum. Zamek powstał w 1-2 AD, ale ciężko powiedzieć co, jeśli w ogóle, zachowało się z tamtego okresu. Prace archeologiczne zaczęły się wiele lat temu, dzięki czemu z najwyższej części zamku można dość dokładnie obejrzeć dawny rozkład pomieszczeń. Z góry rozciąga się piękny widok na pustynię i na zasolona ziemie. Cały teren jest dosłownie białawy, mimo, ze do Morza Aralskiego jeszcze spory kawałek.

Qizil qala, KarakalpakstanQizil qala, Karakalpakstan Qizil qala leży na tej samej trasie, znów niedaleko głównej szosy. I znów wstęp za 5 tyś. sum, a do tego stoi szlaban. Zewnętrzne mury zamku są na 2/3 wysokości odbudowane i całkiem fajnie to wygląda. Szczyt murów pozostawiony jest bez odbudowy. W środku niestety niewiele pozostało. Na zamku wciąż trwają prace renowacyjne, więc ciężko powiedzieć jak za parę lat będzie wygląda. Jedyne, co go teraz szpeci to betonowe schody.

Dum qal, KarakalpakstanDum qal, Karakalpakstan Ostatni zamek to ledwo widoczne Dum qala, za torami kolejowymi, na trasie powrotnej z Boston do Beruniy. Fajne zdjęcia można zrobić na na nasypie kolejowym, pośrodku piachów pustyni . Zamek ledwo do rozpoznania, bo niewiele zostało. Kawałek murów i wzgórze.
Gdzieś po drodze nie starczyło nam czasu na niewielkie ruiny Yekke Parsan, ale to nic. I tak wystarczająco dużo zobaczyliśmy jak na pół-dniową wyprawę. Warto było jechać, chociażby dla zobaczenia pierwszego kompleksu zamków Ayaz qala, który zrobił na nas największe wrażenie.

Plackartnyjprzez 6 godzinPociągiem do Buchary O 16 tej pociąg plackartnyj zabiera nas w sześciogodzinną podróż do Buchary. Tymek szaleje z lokalnym kolegą, a my żałujemy ze nie mamy kubków do herbaty, bo wszyscy tu korzystają z samowarów! Niestety pociąg, pokonujący trasę przez pustynie jest niesamowicie zakurzony i zapiaszczony. Ja nabawiam się lekkiej alergii i następne dni spędzam z katarem.

Buchara

Hotel Komil, BucharaHotel Komil, Buchara Do Buchary dojeżdżamy po 22.30. Taxi z dworca kosztuje tylko 20 tys. busikiem, mimo że to spory kawal do centrum. Dla taksówkarzy to jednak ostatni kurs dnia wiec biją się o pasażerów. Planując wyjazd, bardzo zależało mi aby chociaż raz odwiedzić tzw tradycyjny hotel butikowy. Taki właśnie hotel znalazłam w centrum Buchary. Hotel Komil znajduje się w starej części miasta i ma piękną, zabytkowa jadalnie z XIX wieku. Próbowałam go zarezerwować przed przyjazdem, ale właściciel nie potwierdził mi końcowej ceny dla rodziny w pokoju dwuosobowym, więc jechaliśmy trochę w ciemno. Na miejscu okazuje się ze jest to aż 105 USD za trojkę z dostawką. Cena dla nas nieakceptowalna. Po długich negocjacjach schodzimy do 80 USD, tylko dlatego że jest godzina 23 i innego klienta już nie znajdą.

Hotel Komil, BucharaHotel Komil, Buchara Pokój jest rzeczywiście piękny, kolorowo zdobiony rzeźbieniami. Rano oczywiście największa atrakcja czyli śniadanie w zabytkowej jadalni...gdzie niestety jest tłum ludzi! Na szczęście dość szybko wycieczka znika i w spokoju kończymy śniadanie, połączone z sesją foto w starych murach.

Dziedziniec hotelu Mekhtarin Kolejna noc już w normalnym hotelu Mekhtarin za przyzwoitą cenę 40 USD za pokój 4 osobowy z łazienka i śniadaniem. Kwatera również w starej części miasta, ale trochę dalej od zabytków (jakieś 15 min na pieszo).

Meczet Magok-i-Attari, Buchara Zwiedzanie Buchary to swobodne spacery po centrum. Jest parę miejsc, gdzie warto wejść, ale tak na prawdę większość budowli najpiękniej wygląda z zewnątrz, a w środku są małe muzea albo puste dziedzińce. Rozczarował nas najstarszy meczet Magok-i-Attari, piękny z zewnątrz, gdzie po zakupie biletów, okazało się, że w środku jest udostępniona tylko jedna sala z wystawą dywanów!

Medresy w centrum BucharyMedresy w centrum Buchary Zamiast wchodzić do środka warto pokręcić się po małych, zadaszonych bazarach, których w okolicy jest kilka albo po prostu usiąść w okolicy medres Abdulaziz Khan oraz Ulugbek i w spokoju przyjrzeć się z bliska niesamowitym mozaikom

Minaret KalonMedresa Mir-i-ArabOgromne wrażenie robi z pozoru skromny, ale niezwykle zdobiony minaret Kalon, wraz z meczetem Kalon oraz położona naprzeciwko, wciąż czynna jako uczelnia, medresa Mir-i-Arab. Niestety tego miejsca nie można zwiedzić, można tylko zajrzeć poprzez ażurowe okienko w foyer.

Fort w BucharzeFort w Bucharze Przez stare miasto dochodzimy aż do potężnego fortu Ark. Mury są odbudowane i robią wrażenie. Fort można zwiedzać, ale w środku są tylko sale muzealne, mały meczet piątkowy, też przerobiony na muzeum i niezbyt imponująca sala tronowa. Niestety na mury wejść nie można, bo większość terenu fortu jest w totalnej rozsypce, być może w trakcie przebudowy. W sumie o wiele ciekawiej wygląda to wszystko z zewnątrz. Naprzeciwko fortu, po drugiej stronie ruchliwej ulicy jest winda z nowoczesna platformą widokową, niby za 40 tyś. sum, ale szybko schodzą do 20 tyś. sum. Stamtąd dobrze widać cala twierdzę i okolice.

Meczet i minaret Char MinarMeczet i minaret Char Minar Bardzo ładny jest XIX wieczny meczet i minaret Char Minar, w parku, naprzeciwko fortu. Niestety park w przebudowie wiec opisywana przez Kapuścińskiego herbaciarnia chwilowo nie wygląda zbyt zachęcająco. Za to meczet ma niesamowicie zdobione kolumny i piękny drewniany, malowany dach.

W parku Lyabi-HauzW parku Lyabi-Hauz W drodze powrotnej przechodzimy przez bardzo popularny park Lyabi-Hauz, z kilkoma medresami oraz włoską lodziarnią, gdzie w europejskich cenach można dostać włoskie lody. Park to kolejne fajne miejsce, gdzie po prostu wystarczy się zatrzymać, można coś zjeść i poobserwować uzbeckie wycieczki.

Ulice Buchary po nocnych powodziachUlice Buchary po nocnych powodziach Drugi dzień w Bucharze spędzamy rozrywkowo. W nocy była wielka burza i ulewa tak ze rano nie da się przejść naszą uliczką, a nawet wyjść z bramy naszego hotelu! Dzieci oczywiście są zachwycone i razem z prowadzącym nas miejscowym, kluczą od bramy do bramy, przeskakując kałuże.

Lunpark w BucharzeLunpark w Bucharze Najpierw w planach jest dziecięcy Lunapark, niedaleko zwiedzanego w dniu poprzednim fortu, w parku Samani. Jest to wesołe miasteczko w dawnym stylu. Przejazdy poszczególnymi atrakcjami kosztują tylko 5 tyś sum (jakieś 2 zł) więc możemy szaleć do woli! Jedziemy młyńskim kołem, sterowanymi autami, szybkim i średnio bezpiecznym pociągiem oraz elektrycznymi autami na torze. Jest też krzywe zwierciadło i wiele innych karuzel, ale większość trochę dla nas za szybkich i raczej dla starszych dzieci, niż nasz 5 latek. Nie może zabraknąć również strzelnicy z ogromnymi, różowymi misiami! Gdy przychodzimy po 10-tej rano jest jeszcze pusto, ale koło 11-tej pojawiają się wycieczki szkolne. Wciąż jednak nie jest to tłum i na żadne atrakcje nie trzeba czekać w kolejce.

Mauzoleum Ismail SamaniMedrasa Modari Khan, Buchara Na terenie lunaparku pijemy herbatkę na tapczanie z widokiem na pozostałości murów miejskich. Można tam coś zjeść z grilla, ale my jesteśmy dopiero co po śniadaniu więc tylko przekąszamy bułeczki z baraniną. W tym samym parku są jeszcze dwie fajne, stare budowle, mauzoleum Ismail Samani , niepokryte typowa, niebieska glazura oraz mauzoleum Chashmai Ayub. Niedaleko znajdują się dwie restaurowane madresy: Qo'sh Madrasa, na razie kompletnie nieczynna oraz Modari Khan, gdzie można zajrzeć do środka i zobaczyć jak madresy wyglądają przed renowacją.

Nieodnowione pozostałości murów miejskichBazar Kolchoz A za parkiem największy bazar Kolchoz. Fajna hala z przyprawami i suszonymi owocami, my jednak mamy już za mało kasy na większe zakupy. Ale i tak przyjemnie jest pochodzić między straganami i poczuć atmosferę azjatyckiego bazaru. Oprócz handlu w hali, targowisko rozmieszczone jest również wzdłuż oryginalnych pozostałości murów miejskich. Bardzo autentycznie to wygląda, bo mury nie są w ogóle odnowione. Niestety w tle już widać nowe, postradzieckie budownictwo.

Popołudniowe taxi na dworzec spod hotelu w dzielnicy żydowskiej 25 tyś.sum i już przed nami tylko Taszkient.