Zimowe ferie na Tajwanie

W Parku Narodowym Taroko temperatury nie przekraczały 15CPn - wsch. wyspy, początek lutego.Tajwan zimą to świetny pomysł na ferie szkolne, pod warunkiem, że dzieci są w stanie znieść długi lot (około 12 godzin) oraz dużą zmianę czasu (7 godzin). My wyjechaliśmy tylko na 10 dni, czyli praktycznie 7,5 dnia na miejscu. Skusiła nas promocja KLM z biletami za niecałe 1600 zł oraz dar przekonywania zaprzyjaźnionej rodzinki z Krakowa (tutaj opis Tajwanu Kasi i Marka), którzy ferie maja dokładnie w tym samym terminie, co Wielkopolska.
Należy pamiętać, że zimowy Tajwan to raczej nie tropiki. Na południu wyspy wciąż może być ciepło (powyżej 20C), ale wietrznie, natomiast w strefie podzwrotnikowej - czyli na północy - temperatury mogą spaść nawet do 12C w styczniu, który jest najzimniejszym miesiącem w roku. Raczej jednak można się spodziewać temperatur bliżej 17C. My akurat trafiliśmy na najzimniejszy tydzień i załamanie pogody, gdzie rzeczywiście temperatura spadła do 12-14C w ciągu dnia, ale było tak tylko przez dwa dni a potem już coraz cieplej.

Kapiel w gorących źródłach przy 17C to sama przyjemność! Trzeba również dodać, że rzadko gdzie na Tajwanie występuje ogrzewanie, tak że nawet w hotelach, przy nagłym spadku temperatury, można zmarznąć. Polecam cienką, termiczną bieliznę narciarską na zimne noce i poranki oraz górskie wycieczki. W ciągu dnia jak zaświeci słońce, robi się natychmiast gorąco, a jak temperatura przekracza 20C to już naprawdę upał! My przy 17C spokojnie kąpaliśmy się w basenach z gorącymi źródłami i temperatura na to była idealna.

Lekka mżawka w tajpejskim zoo Tajwańska zima może być też deszczowa (a w wysokich górach śnieg). Nam mżawka przytrafiła się na samym początku i na samym końcu wyjazdu, czyli w Tajpej. Deszcz nigdy nie padał cały dzień, nawet jak prognozy pogody na to wskazywały. Tajpej jest ogromne i wystarczyło się przemieścić w inną cześć, aby deszcz zgubić. Przydają się bardzo cienkie przeciwdeszczowe spodnie i kurtki, które szybko można założyć i zdjąć.

Dwie rodziny i jedno, całkiem spore auto

Tajwański Luxgen ledwo mieścił sie na parkingacNiewielka wyspa zamieszkiwana jest aż przez 23 miliony ludzi. Największe zaludnienie jest w Tajpej i Nowym Tajpej oraz na całym zachodnim wybrzeżu, gdzie nie ma gór, a są za to duże miasta, świetnie skomunikowane autostradami. Wschód wyspy jest znacznie spokojniejszy, z krętymi, górskimi drogami i znacznie mniejsza ilością mieszkańców.
Posiadacze międzynarodowego prawa jazdy nie powinni mieć żadnych problemów z wypożyczeniem auta. My skorzystaliśmy z wypożyczalni IWS, z odbiorem auta na lotnisku. Tak naprawdę na lotnisku nie ma tych tańszych wypożyczalni, po prostu przedstawiciel podjeżdża zamówionym autem pod terminal i potem zabiera klienta do siedziby firmy aby podpisać umowę. Jako że podróżowaliśmy w dwie rodziny (7 osób), zdecydowaliśmy się na duże auto Luxgen (4 komfortowe siedzenia w dwóch rzędach i z tyłu kanapa dla trójki dzieci) na 6 dni. Koszt to około 650 USD, z pełnym ubezpieczeniem. Benzyna na Tajwanie jest tańsza niż w Polsce, a opłaty za autostradę bardzo małe. Opłaty pobierane są automatycznie i potem wyrównuje się saldo w wypożyczalni po powrocie.

Specjalne znaki informują o konieczności skrętu w lewo na dwa razy!Skutery na skrzyżowaniu w centrum Tajepej Mimo, że to kraj azjatycki, po Tajwanie jeździ się spokojnie. Warto obejrzeć kilka filmików, by zapoznać się z zasadami ruchu skuterów, szczególnie gdy zamierza się jeździć po Tajpej lub innym dużym mieście. Ciekawostką jest skręt w lewo, który skutery powinny pokonywać na dwa razy. Oczywiście nie można zapominać, że to Azja i szaleni kierowcy zarówno aut jak i, a może przede wszystkim skuterów, zawsze mogą się zdarzyć, więc trzeba zachować szczególna ostrożność.
Spotkaliśmy się również z nieco innym oznaczeniem prawo-skrętu czyli tzw. zielonej strzałki, niż w Europie. Otóż pozwolenia na skręt w prawo na czerwony świetle należy wypatrywać na głównych światłach, często na drugim końcu skrzyżowania! Na nas nie raz trąbiono z tego powodu, bo pro prostu tej niby strzałki nie widzieliśmy.

7 -osobowy Luxgen w akcji Przy parkowaniu trzeba pamiętać by nie zatrzymywać się na żółtych bądź czerwonych liniach, tylko na białych. Poza Tajpej miejsc jest sporo, a auta z wypożyczalni zazwyczaj maja kamerę cofania i czujniki więc nie ma problemu z wciśnięciem się nawet w małe miejsce parkingowe na ulicy.
Parkingi przy większości miejsc turystycznych na wschodzie wyspy są bezpłatne. Na północy, na wybrzeżu, są już parkingi płatne za godzinę lub za dzień, ale wciąż ceny są niskie (do 2 USD). Problem jednak może być z wolnymi miejscami w weekendy lub w święta. W centrach turystycznych miasteczek (np. Jiufen albo Shifen) parkingi są zawsze płatne a miejsc mało (3-6 USD za dzień). Warto przybyć rano, bo potem może kompletnie nie być żadnych miejsc do zaparkowania.

Rekordowo długie obchody Nowego Roku

Tradycyjne, noworoczne lampionyPrzed wyjazdem na Tajwan warto sprawdzić, kiedy odbywają się tam obchody Chińskiego Nowego Roku. Jest to święto zmienne, przypadające albo pod koniec stycznia albo w pierwszej połowie lutego. Na Tajwanie Nowy Rok obchodzony jest znacznie dłużej niż w Chinach, a Tajwańczycy dostają aż 7 dni wolnego. Oznacza to wzmożony ruch na lotniskach i dworcach kolejowych czy autobusowych tuż przed świętami, jak i pod koniec świąt. Zakup biletów oraz wypożyczenie auta na ostatnią chwilę może stanowić problem.



Dekoracje w JiufenDekoracje w Jiufen Tajwańczycy Nowy Rok spędzają bardzo rodzinnie. Zamiast tłumów na ulicach można w pierwsze dni świąt raczej spodziewać się pustek, pozamykanych sklepów i mniejszej ilości czynnych restauracji. Metro i miejsca typowo zwiedzane w Tajpej świecą pustkami! Im bliżej końca świąt, czyli po jakiś 4-5 dniach, Tajwańczycy powoli wychodzą z rodzinnych domów i zaczynają podróże oraz zwiedzanie, a także powroty do domów (czyli znów zapchane dworce i lotniska).
My do Tajpej dotarliśmy w przedostatni dzień świąt Nowego Roku i rzeczywiście było niezwykle pusto. Z dnia na dzień ruch turystyczny się jednak zwiększał, bo akurat zaczynał się weekend, a dodatkowo w tym roku tuż po Nowym Roku rozpoczęły się tajwańskie ferie szkolne.

Świątynia Longshan w Tajpej, w przedostatni dzień Nowego RokuŚwiątynia Longshan w Tajpej, w przedostatni dzień Nowego Roku Oprócz noworocznych modlitw, nie widzieliśmy żadnych, bardziej oficjalnych obchodów noworocznych w świątyniach, prawdopodobnie odbywały się już wcześniej, natomiast główne ulice miast, place, restauracje i miejsca religijne były przepięknie przystrojone czerwonymi lampionami. Niesamowity widok, szczególnie wieczorami, gdy wszystkie te lampiony były zapalane.

7 Eleven, Family Markt oraz Night Market

Ningxia Night Market, TajpejNingxia Night Market, Tajpej Już przed wyjazdem studiowałam listę przysmaków jakie można spróbować na Tajwanie. Jak zwykle życie zweryfikowało moje plany i tylko część rzeczy z listy znalazłam na miejscu. Ale to to było też kilka chińsko – japońskich odkryć kulinarnych (np. pierożki nadziewane gorzką czekoladą, japońskie puszyste omlety, czy chrupiące naleśniki z sadzonym jajem).

7Eleven można znaleźć wszędzie!Jaja w sosie sojowo - herbacianym Jako, że nasze hostele rzadko oferowały coś do jedzenia rano, śniadania zazwyczaj jadaliśmy w jednym z dwóch marketów: 7Eleven lub Family Markt. Oba sklepy są rewelacyjnie zaopatrzone w japońskie przekąski, takie jak onigiri, małe zestawy sushi, bardziej obiadowe bento czy nadziewane, gorące bułeczki na parze. Jak ktoś woli bardziej chińskie śniadanko, nie ma problemu. Codziennie w marketach dostać można w przepyszne, gorące tea eggs czyli jaja gotowane w wywarze z herbaty oraz sosu sojowego, albo w inne chińskie przekąski na ciepło z tofu, warzyw lub parówek.

Tymek testuje bubble tea Dodatkową zaletą większości tych sklepów jest możliwość podgrzania jedzenia na miejscu i konsumpcji przy stoliczkach. Należy jednak pamiętać, że jedzenie nie jest uzupełniane w ciągu dnia, i w najlepsze kąski lepiej zapatrywać się rano, bo wieczorem może być już mały wybór.
Do tego do picia ciepła lub zimna kawka, herbatka, w co najmniej kilku smakach oraz mleko w kartonikach np. o smaku papai.
Specjalność i duma narodowa Tajwanu to wlaśnie Bubble tea czyli mleczny, sojowy lub herbaciany napój z żelowymi, dużymi kuleczkami tapioki. Wygląda świetnie...ale w smaku...hmm..Tymek zachwycony kulkami tak, że ze dwie herbatki wypił, reszta ekipy odmówiła po pierwszym kubku! Najfajniejsze jest samo picie, bo dostaje się grubą słomkę i wciąga się duże kulki tapioki przez ta słomkę z dna kubeczka.


Raohe Night Market, TajpeRaohe Night Market, Tapjej Wieczorne posiłki w miastach je się głównie na tzw. night markets. Po godzinie 18 wyznaczone ulice zamieniają się w wielkie jadłodajnie, ze stoiskami, oferującymi wszelkiego rodzaju kuchnię. Im mnie turystyczne miejsce, tym trudniej coś wybrać, bo kuchnia bardzo chińska, z dużą ilością podrobów i dziwnych mięs. Są też dania japońskie, np. Takoyaki z kawałkami ośmiornicy, ale trzeba po nie odstać w kolejce. Generalnie, tam gdzie kolejka, to zazwyczaj najlepsze jedzenie! Wegetarianom w ogóle jest trudno, bo niby tofu zawsze w ofercie, ale często w towarzystwie rosołów czy nawet mięsnych sosów. Przydaje się chociażby minimalna znajomość jeżyka chińskiego by wytłumaczyć, że nie je się mięsa i ryb.
Do lokalnych, chińskich knajpek w ogóle z dziećmi nie wchodziliśmy, bo wieczorami byliśmy zbyt głodni by analizować chińskie menu i ryzykować zaznaczenie przypadkowych pozycji z podanej karty.

Raohe Night MarketNingxia Night Market Podczas pobytu w Tajpej odwiedziliśmy dwa nocne targi: Ningxia Night Market w dzielnicy Datong (niedaleko Taipei Main Station) oraz Raohe Night Market, niedaleko stacji metra Songshan. Ten pierwszy był bardziej lokalny, zatłoczony, z dużą ilością nierozpoznawalnego, chińskiego jedzenia. Ten drugi już bardziej spokojny, elegancki, na większej przestrzeni i z większą ilością smakołyków, które odważyliśmy się spróbować.

W restauracji Din Tai FungW restauracji Din Tai Fung Na zakończenie wyjazdu odwiedliśmy sieciówkę z gwiazdką Michelina (nagrodzona w Hong Kongu) Din Tai Fung, mieszcząca się w słynnym budynku Taipei 101. W ciągu dnia i w weekendy są tam ogromne kolejki, ale my byliśmy w poniedziałek wieczorem, o 19 tej i stolik dostaliśmy już po 10 minutach. Rzeczywiście było warto, bo pierożki pyszne i niezwykle delikatne, ale nastawić się trzeba na co najmniej dwa razy wyższy koszt takiej kolacji niż gdziekolwiek indziej i do tego mniejsze porcje. Ale pierożki z gorzką czekoladą pozostaną na długo w naszych wspomnieniach!

Tajwan podczas chińskiej epidemii koronawirusa

Każda podróż jest doświadczeniem. Ale tylko niektóre doświadczenia da się przewidzieć i zaplanować. Życie potrafi zaskoczyć również podróżnika, chociażby nagłą epidemią koronawirusa w Chinach. Gdy wyjeżdżaliśmy na Tajwanie były tylko 3 przypadki grypy, gdy wracaliśmy 11. To wciąż bardzo mało, ale do końca nie wiadomo jak wirus się przenosi i ile może być przypadków nie rozpoznanych.
Tajwan to nie Chiny mimo, że WHO nadal traktuje te dwa państwa jako jeden kraj. Tajwańczycy bardzo poważnie podchodzą do wszelkich epidemii i na koronawirusa bardzo szybko zareagowali.

Noszenie maseczek w przypadku choroby to nic dziwnego w tej części Azji. Jednak tutaj, na Tajwanie społeczeństwo do problemu koronawirusa podeszło tak poważnie, że w Tajpej maseczkę nosił każdy. My, Europejczycy, musieliśmy się do tego przyzwyczaić. Bo to nam wydawało się dziwne, czy niezwykłe. Tajwańczycy traktowali to po prostu jako prewencję i nikt się nie buntował, nie wątpił i nie dziwił.

My maseczki przywieźliśmy już z Polski i jeszcze kilka na Tajwanie dokupiliśmy (ach, te czarne, pod znakiem ninja!). W samym Tajpej oraz we wszystkim turystycznych punktach, gdzie spotykaliśmy ludzi, zawsze maseczki zakładaliśmy. Jedynym wyjątkiem były szlaki trekingowe, na które wyruszaliśmy wcześnie rano. Do maseczki da się przyzwyczaić, jeśli widzi się, że wszyscy dookoła też je noszą. Z biegiem dni, bardziej na południu, te maseczki pojawiały się rzadziej. Też trochę dlatego, że Tajwańczycy masowo je zaczęli wykupować i już zapasów zabrakło mimo, że Tajwan produkuje ich milion dziennie!


Jednak najważniejszą prewencją było mycie rąk i używanie żeli antybakteryjnych, nawet po kilkanaście razy dziennie. Tego bardzo pilnowaliśmy, chyba nawet bardziej niż w rejonach odwiedzanych w przeszłości, o wiele bardziej narażonych na kontakt z brudem, jak Indie.
Także zdjęcia z tego wyjazdu są niezwykłe, bo w maseczkach. Dzieci widząc, że wszyscy w maseczkach chodzą, też się do tego rygoru nadzwyczaj łatwo dostosowywały. W sumie chyba było to prostsze, niż wygląda to na zdjęciach. Czy taka jest przyszłość świata, czy chodzenie w maseczce w Azji może stać się standardem, mam nadzieję, że nie. Chcę do Azji wrócić jeszcze nie raz. I to bez maseczki!